niedziela, 15 lutego 2015

Miles Davis - Doo-Bop (1992)


Nie trzeba być znawcą muzyki a nawet pasjonatem, by wiedzieć, kim był Miles Davis. Nawet laicy bezproblemowo skojarzą jego nazwisko z klasyką muzyki ...

Od lat 40 XX wieku zaznaczał swą obecność na kartach historii muzyki (a wręcz nie tylko, jego muzyka towarzyszyła wystąpieniom Martina Luthera Kinga i Malcolma X - ludzi, którzy wnieśli ogromny wkład w budowanie - odnowienie czarnej świadomości). Płyta "Doo-Bop" jest idealnym przykładem samplingu...

Znajdziemy na niej odwołania do starej szkoły rapu, jak i do klasycznych dokonań jazzowych. Wszystko to zostaje okraszone rytmicznymi bębnami i wokalem Easy Mo Bee. To właśnie ten młody producent i raper dostąpił zaszczytu współtworzenia albumu (Miles zmarł podczas nagrywania albumu, pozostawiając jedynie 6 gotowych z 9 kompozycji). Jego rola w tym projekcie to produkcja oraz gościnne zwrotki. Jak sam Davis pisze w swojej autobiografii "Ja Miles" poprosił on swojego przyjaciela Russella Simmonsa (właściciela wytwórni Def Jam Records, w której zadebiutowały m.in. takie legendy: Run DMC, LL COLL J czy Beastie Boys) by wytypował osobę będącą w stanie nakierować album na stylistykę rapową. Miles usłyszał pseudonim Easy Mo Bee, należący do osoby, która w późniejszym czasie miała odnieść sukcesy będąc producentem m.in. 2Pac'a. Jak sam Davis powiedział, pomysł na stworzenie tej płyty przyszedł spontanicznie, podczas nasłuchiwania dźwięków ulicy.

Płyta jest przepełniona rytmami rapowymi - wyrosłymi przecież z brudnych i nędznych przecznic NYC. Miles Davis zafrapował się brzmieniem nowo powstałego gatunku widząc w nim nowe oblicze i spuściznę czarnej muzyki. 



Płyta rozpoczyna się utworem "Mystery". Kołyszący, subtelny bas tworzy nastrój dla trąbki, która dosłownie zabiera nas w samo serce cyklonu jazzu. Utwór stopniowo rozkręca się, by ustąpić miejsca "Doo-Bop Song". Myślę, że Easy Mo Bee umyślnie umieścił tytuł tego utworu jako tytuł całego albumu. Jest to bardzo harmonijna kompozycja, słuchając jej miałoby się chęć porwać nieznajomą dziewczynę w wir zmysłowego tańca. Skoro wcześniej mowa była o samplingu, możliwe, że jednym z fenomenów tego utworu tworzy wykorzystany fragment kapeli Kool &The Gang. Warto dodać, że jest to kawałek singlowy i do niego właśnie powstał wspaniały teledysk. Słyszymy w nim po raz pierwszy rapowe wersy - perfekcyjnie kładzione słowa układają się w rapowy hołd dla zmarłego artysty. Swoje rymy zaprezentowało 3 Mc's: J.K, A.B. Money oraz Easy Mo Bee. Każdy z nich po kolei opowiada rymami jak ważną postacią jest dla nich osoba Milesa Davisa. "You can do that Miles, blow your trumpet, show the people" tym wersem kończy się utwór, po czym raperzy skandują nazwisko trębacza ...

Po zmuszającym do refleksji "Doo-Bop Song" otrzymujemy kolejną dawkę acid jazzu - "Chocolate Chip" to mocna perkusja i subtelne pianino w tle. Oczywiście "pierwsze skrzypce" gra tu trąbka. Aranżacja, typowa dla rapowej stylistyki nie pozwoli nam pomyśleć, że mamy do czynienia z amatorami. Easy Mo Bee zaskakuje, gdyż płyta ta przewyższa kunsztem nagrania gigantów tamtego okresu: De La Soul, A Tribe Called Quest czy Gang Starr, co pozwala na śmiałe stwierdzenie, że płyta "Doo-Bop" przetarła szlak artystom lubującym w jazzie. Po przesłuchaniu tych utworów czas na coś naprawdę szybkiego - "High Speed Chase", słuchając tego utworu wyobrażam sobie zatłoczona metropolię oraz szybki samochód próbujący jak najszybciej dojechać do celu. Wśród korków, niekulturalnych kierowców oraz wszechobecnych pieszych musimy zachować wodze na szali, by nie zwariować w tym szalonym pędzie. Utwór jest jakby odzwierciedleniem reakcji i czynności, które należy wykonać podczas jazdy. Niepokojące klawisze, dźwięki ulicy i klaksonów samochodowych idealnie dopełniają klimat. "Witaj, nie masz żadnych nowych wiadomości" - tą informacją z automatycznej sekretarki rozpoczyna się "Blow", gdzie po raz drugi słyszymy wokal Easy Mo Bee. "Blow", czyli w wolnym tłumaczeniu ''dmuchać' nie zwalnia z tempa jakby mogło się wydawać po szybkim "High Speed Chase". Wiele płyt wprowadza w klimat, rozpala nasze emocje, by stopniowo wypalić się jak zapałka. Nie ten album! Kompozycje są utrzymane na równym poziomie, co gwarantuje, że chęć jej przesłuchania nie wygaśnie a wspomnienie i jej melodyka będą płonąć jak Słońce. Co do wokalu... Jest on jedynie dodatkiem, szczegółem - wszak to jedynie 17 wersów. Ostra - tak nazwałbym dźwięk trąbki w kawałku - "Sonya". Charakterystyczna perkusja, wręcz podobna do tej z utworu "Chocolate Chip". Kompozycje wzbogaca gitara elektryczna i pulsujący bas.

Za siódmy utwór "Fantasy" Miles otrzymał szóstą nagrodę Grammy. Fantazyjny klimat został uzyskany dzięki technice samplingu. Jest to też trzeci i ostatni utwór z udziałem Easy Mo Bee na mikrofonie. Z pewnością fantazją niejednego rapera byłby gościnny udział Milesa na jego płycie. Szkoda, że nie dożył on czasów, gdy rap w stanach przeżywał swój rozkwit, z pewnością byłby zadowolony widząc, jaki młode pokolenie ma stosunek do muzyki jego serca. "Duke Boty" to przedostatni numer, ostatnia zaś porcja niezwykłych melodii wprost z ust samego mistrza. Połamana perkusja i efekty, których nie można by uzyskać poza studiem. Mimo, że praktycznie jest to końcowy utwór to nie mam wrażenia, że płyta się kończy. Ostatni utwór "Mystery (Reprise)", co oznacza (powtórka), posiada konwencję koncertową. Wiwaty i okrzyki podnoszą rangę utworu czyniąc z niego jakby bonus. Reszta nie różni się niczym od pierwowzoru, poza czasem trwania - 1:28.

Tak jak niektórych dziwią kolaboracje reggae-rap, tak niektórych mogą być zdziwieni powstaniem tej rap-jazzowej płyty. Ja widzę to tak: Jazz przez dziesięciolecia był wyrazem buntu i niezłomnej walki z systemem. Rap zaś jako część kultury Hip-Hop (DJ's, malowanie, taniec, Mc's) przez lata aktywności czarnej społeczności (czy to na łonie muzyki: Coltrane, George Clinton czy polityki: Czarne Pantery, Nation of Islam) ukształtował swój własny światopogląd i niezależność stając się głosem, najpierw zbuntowanej Ameryki, potem zaś całego świata. Dowodem, że dwa odmienne "organizmy muzyczne" oddychają jednym płucem, jest ta płyta. Połącz lekkość trąbki Milesa z tonowaną perkusją a otrzymasz kompilację świeżości z klasycznym brzmieniem wprost z początków "złotej ery" rapu. Ostatnia płyta w dorobku prekursora jazzu - "Doo-Bop" - została wydana po śmierci mistrza. Jest to produkcja, której słucha się jednym tchem. Kooperacja młodego Easy Mo Bee ze starym wyjadaczem Milesem Davisem sprawia, że płyta nie jest w stanie przejść bez echa przez uszy wielbiciela jazzu jak i rapu.

Brak komentarzy: