Polska gościła już legendarnych twórców jak chociażby Miles'a Davisa w 1983 roku podczas Jazz Jambore. W podobnych okolicznościach doszło także do opisywanego wydarzenia - koncertu jazzmana Grega Osby'ego z rapowym zespołem Street Jazz.
Wraz z Sopem, zadałem kilka pytań organizatorom występu zespołu Street Jazz, panu Jarkowi Tylickiemu i panu Mariuszowi Adamiakowi.
W jakich okolicznościach doszło do zorganizowania koncertu Grega Osby'ego & Street Jazz?
T: Greg przyjechał na festiwal Gdynia Summer Jazz Days '94. Był jedną z atrakcji tego festiwalu. Koncert ten nie był na pewno zamierzeniem stricte rapowym, raczej miał pokazać różne oblicza muzyki jazzowej oraz samej muzyki rap i jednego z najciekawszych w tamtym czasie artystów nowej generacji muzyków jazzowych.
A: Organizatorem tego koncertu była agencja Akwarium i agencja koncertowa Colosseum. Pierwsze dwie edycje festiwalu były organizowane wspólnie.Czy był to pierwszy występ tego wykonawcy w naszym kraju?
A: Tak.Na jakiej zasadzie przebiegała współpraca między agencjami. Dlaczego Warszawa nie organizowała tych koncertów w ramach Warsaw Summer Jazz Days?
A: Przyjęliśmy zasadę, że artyści nie powtarzają się na festiwalach. Nazwa podobna, ale były to dwa różne festiwale.Czy był to pierwszy artysta rapowy z zagranicy, który wystąpił w Polsce?
T: Tego nie wiem, Greg Osby nie był muzykiem rapowym. Na tym etapie swojego okresu twórczego, rap był jednym z elementów jego przekazu. Na pewno był to pierwszy koncert w Polsce, gdzie na scenie na żywo wystąpił Mc z Dj i zespołem.Czy w późniejszym czasie zapraszał Pan artystów muzyki rap?
T: Tak, było ich bardzo dużo i jest tak nadal do dnia dzisiejszego. Ja osobiście nie sprowadzałem muzyków stricte rapowych. Za to prezentowałem artystów, którzy wykorzystywali muzykę rap i hip hop: Steve Coleman, US3, Urbanator, Universal Super Session, Courtney oraz artystów, którzy mieli duży wkład w tą muzykę, m.in. : James Brown, George Clinton, Kool & The Gang, Maceo Parker.Czy grupa towarzysząca Gregowi, była zawiązana na ten koncert czy w takim składzie koncertowała dłuższy czas?
T: Zespół Grega Osby'ego Srteet Jazz grał około dwóch lat do czasu wyczerpania się formuły według odczuć lidera.Kto wchodził w skład zespołu?
T: Greg Osby - tenor saxophone; Mustafo - rap; Calvin Jones - bass; Bill McLellan - drums; Master T - Dj; Darrel Grant - keyboards. (Master T został zastąpiony przez Dj Corey-Fu, przyp. Dziurawe Sample).W jakim miejscu dokładnie odbywał się festiwal Gdynia Summer Jazz Days '94?
A: Festiwal odbywał się w Teatrze Muzycznym w Gdyni oraz w klubach na terenie miasta. W późniejszych edycjach koncerty odbywały się również w Sopocie.Jak długo trwał?
A: Trzy dni.Ile odbyło się koncertów w dniu występu Street Jazz?
T: Koncert Grega odbył się 1 lipca 1994 około godziny 21 w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Oprócz Grega zagrali przed nim New Information (Kulpowicz, Sierański, Poppek). W Teatrze Miejskim w Gdyni o godz 24.00 zagrał Duet Masło (Tymański/Trzaska).Jak to się stało, że w kraju, w którym muzyka rap była w fazie rozwojowej na deskach jednego z większych festiwali jazzowych, pojawił się zespół hip hopowy w czystej postaci (Dj i Mc)?
A: Staraliśmy się przedstawić w ramach budżetu wszystko to co najciekawsze na światowej scenie jazzowej. Greg z tym programem na pewno spełniał ten warunek i do dzisiaj jest jednym z najbardziej twórczych muzyków jazzowych. Chociaż w tej chwili jest w zupełnie innym świecie niż w roku 1994.Jak publiczność zareagowała na występ Grega?
T: Był to pierwszy tego typu koncert. Reakcje były różne. Część słuchaczy przyjęła występ z rezerwą, część z dużym entuzjazmem. Klasa muzyków i jakość prezentowanej muzyki spowodowała, że koncert można uznać, za bardzo udany.
A: Koncert można w sumie uznać za udany. Głównie było to zasługą artystów i jakością ich muzyki. Był to pierwszy tego typu duży koncert w Polsce. Część publiczności przyjęła go jednak z rezerwą. Koncert miał miejsce na festiwalu jazzowym, gdzie spektrum publiczności jest bardzo zróżnicowana. Od ortodoksów jazzowych, dla których ta konfiguracja była nie do przyjęcia po przypadkowych widzów. W tym czasie był to bardzo nowatorski koncert. Uważam, że zakończył się sukcesem. Chociaż biletów sprzedało się dużo mniej niż np. na występ Yellow Jackets.
Czy ludzie z otoczenia jazzowego byli obecni na Street Jazz? Jakie były ich odczucia?
A: Na koncercie byli przede wszystkim dziennikarze i muzycy. Nikt raczej nie kwestionował jakości muzyków i ich muzyki, bo to pozostawało poza sporem. Różny był odbiór samej muzyki. Ci, którzy byli w głównym nurcie jazzu, podchodzili z dużą rezerwą, inni z dużym entuzjazmem. W tym czasie tych pierwszych wydaję mi się, że było więcej. Nie dotyczyło to tylko tego koncertu. Krytyka przyjęła z dużą rezerwą również płytę, którą on promował - 3D - Life Styles.A otoczenie hip hopowe było obecne?
A: Nie przypominam sobie. Wydaje mi się, że ono się dopiero tworzyło. Dla części był to bardziej koncert jazzowy, tak jak dla części słuchaczy jazzowych, był to koncert rapowy. Ja należę do tych, którzy uważają, że rap to również jazz. Tak jak Michał Urbaniak, który rap porównał do Be Bopu, bardzo ważnemu okresowi w rozwoju jazzu. W tym czasie środowisko hip hopowe było bardzo małe. Moim zdaniem w tamtym okresie, poza nielicznymi wyjątkami środowisko rapowe, było nie przygotowane do tego typu koncertów, bo słuchali tego co aktualnie działo się na scenie rapowej, zapominając zupełnie o korzeniach tej muzyki. Co szczególnie było słychać w pierwszych nagraniach polskich wykonawców muzyki rap.Czy artyści zagrali tylko materiał umieszczony na płycie wydanej sumptem Jazz a Go Go? Jest to utwór Street Jazz trwający 34:25.
A: Na płycie jest tylko fragment koncertu. Całość trwała ponad półtorej godziny.
Interesował się Pan muzyką rap w tamtych czasie? Jaka istniała wtedy opinia w Pańskim otoczeniu dotycząca rapu, hip hopu?
A: Ja muzyką interesuję się od 12 roku życia. W różnych okresach słuchałem różnej muzyki, ale nigdy nie byłem jakoś sformatowany. Zawsze słuchałem dużo i bardzo różnej muzyki. Muzyka rap nigdy nie była u mnie muzyka wiodącą. Bardziej mnie interesowali muzycy, którzy wykorzystywali muzykę rap, np.: Herbie Hancock, Bill Laswell, Steve Coleman, Brandford Marsalis, Prince czy ojcowie tej muzyki: James Brown, George Clinton, Gill Scot Heron, Grandmaster Flash, Afrika Bambaataa.Czy koncert w akcji promocyjnej był w jakimś stopniu nastawiony na kontekst rapu? Czy był nagłaśniany medialnie?
A: Raczej nie. Była podkreślana nowość tego projektu, ale promocja była nastawiona na wydarzenie muzyczne w ramach festiwalu muzycznego. Koncert był transmitowany przez TVP2.Zapytałem Platoon'a (Trials X) o to jak pamięta występ Street Jazz:
Byłem na tym koncercie razem z Bogną Świątkowską. Prawdą jest, że na sali nie było wiele osób kumających rap. Po koncercie zostaliśmy zaproszeni na backstage. Dla mnie niesamowite przeżycie. Miałem okazję poznać ich osobiście, pogadać z Dj. Rozmawialiśmy o początkach hip hopu w Polsce i o fuzji rapu z innymi gatunkami w USA. Pamiętam, że bagaż Grega nie doleciał i ten wystąpił na scenie w dresie.Tak oto wspomina to wydarzenie Dj Bruno (Artur Warzecha a.k.a. BRUNO - didżej, raper, producent muzyczny, gitarzysta.):
Pierwsza połowa lat 90-tych ubiegłego stulecia to początek mojej fascynacji fuzją hip-hopu z jazzem. Płyty jak np. "Doo Bop" Milesa Davisa, "Jazzmatazz vol.I" Guru, "Hand On The Torch" Us3, "Urbanator" Michała Urbaniaka kształtowały mnie na wielkiego fana wspólnych dokonań didżejów, raperów i muzyków improwizujących. Zasłuchiwałem się w tych produkcjach z wypiekami na twarzy. Pewnego razu natknąłem się na nagranie "Mr.Gutterman" saksofonisty, Grega Osby'ego. Od razu zaliczyłem je do najwybitniejszych w stylu hiphop-jazz. Jakże wielka była moja radość, gdy nasza telewizja wyemitowała koncert tego muzyka. Koncert odbył się w Polsce pod tytułem "Street Jazz". Żywy zespół plus didżej i MC to było to! Jaka szkoda, że nie nagrałem tego na video! Przez ładnych kilka lat próbowałem kupić płytę "3d Lifestyles" Osby'ego, ale bez skutku. Dopiero pewien pan z internetowego sklepu Master Disc mnie uszczęśliwił. Zanim to się stało - czekałem kilka miesięcy, a on w tym czasie szukał dla mnie krążka... na całym (internetowym) świecie! Nie zawiodłem się na płycie. To jedna z obowiązkowych pozycji dla każdego, kto chce zgłębić ten arcyciekawy nurt muzyczny. Polecam bardzo mocno!
Sądzę, że ów koncert miał znaczenie bez wszech miar, mimo, że nie odbił się szerokim echem, wśród powstającej rodzimej scenie rapowej (nie hip hopowej).
Poniższy tekst pochodzi ze wstępu do wywiadu z Gregiem Osbym, umieszczonym w gazecie "Jazz a go go", do której dołączona była płyta z nagraniem koncertu.
"Bezpośrednio po morderczej, 20-godzinnej podróży z Nowego Jorku, pomimo zaginięcia bagaży, koncertem w Teatrze Muzycznym w Gdyni Greg Osby wraz ze swoim zespołem Street Music zainaugurował europejskie tournee promujące jego najnowszy album „3-D Lifestyles". Formacja prowadzona przez najwybitniejszego z „jazz rebels" była gwiazdą pierwszego dnia Gdynia Summer Jazz Days. Osby - jak wszyscy rebelianci - zakochany w nagraniach mistrzów bebopu, zaliczył wielostopniową szkołę jazzu, zanim rozpoczął działalność na własny rachunek. A że uczniem był pilnym i utalentowanym, niech świadczą nazwiska choć kilku jego „nauczycieli": Steve Coleman, Jack DeJohnette, Gary Thomas, Cecil Brooks. „Terminy" opuścił Osby jako artysta dojrzały, jeden z nielicznych, którzy potrafili twórczo przełożyć mowę bopu na język jazzu lat dziewięćdziesiątych — muzyki (a przynajmniej niektórych jej nurtów) coraz bliższej brzmieniu nowojorskiej ulicy, o coraz silniejszym charakterze ludycznym. Tematem do burzliwej dyskusji jest twierdzenie, że przeintelektualizowany jazz skłania się ku hip-hopowi, chcąc pozyskać odbiorców, a hip-hop w poszukiwaniu intelektualnego zaplecza czerpie z jazzu. Faktem jest natomiast, że obydwa nurty zyskują na tym, że, jak to jest w przypadku Grega Osby'ego, zacierają się miedzy nimi granice. O ile „3-D Lifestyles" jest świadectwem zachwytu jazzmana nad siłą przekazu, jaką rap niewątpliwie jest obdarzony, o tyle koncert był spełnieniem się Osby'ego jako - jak mówi o sobie — instrumentalnego rappera. Na scenie wystąpiły właściwie dwa genialnie współpracujące zespoły: rapowy - złożony z wokalisty Mustafo i didżeja Mastera T, oraz jazzowy - sekcja plus saksofon altowy jako instrument solowy. Po raz pierwszy w Polsce wystąpił ciemnoskóry disc jockey, filar każdej formacji rapowej, konstruktor brzmienia i showman w jednej osobie. Po raz pierwszy także mogliśmy podziwiać prawdziwego rapera - potrafiącego opowiadać historie, będącego master of ceremony (MC). Mustafo, lider własnej formacji 100X, posiadł także najwyższy stopień wtajemniczenia rapera: free stylin' czyli sztukę układania rymów z głowy, na poczekaniu. Jego improwizowana opowieść o bobasie, który podczas „Intelligent Madness" wdrapał się na scenę, była fantastyczna. Świetny MC na fali jest właściwie samym rytmem. I samym słowem. Fundamentem, na którym opierali swe dialogi i sola Mustafo i Osby, był podstawowy beat odtwarzany z taśmy przez Mastera T oraz praca perkusisty i basu. Basista Calvin Jones, wtopiony w rytm, rzadko wychodził z cienia kilkoma akordami zagranymi przy użyciu techniki klangu. Nietypowa była także rola perkusji. Bill McLellan posługiwał się właściwie tylko bębnem centralnym, którym podkreślał rytm, oraz talerzami. Podczas koncertów grup stricte rapowych podkład rytmiczny odtwarzany z taśmy zawiera zwykle brzmienia „blachopodobne", bliskie dźwiękowi wydawanemu przez uderzany miotełkami hi-hat, tu jednak żywa perkusja dawała znaczne urozmaicenie. Master T jest jeszcze młodym didżejem, solidnym, chociaż techniką i wyobraźnią znacznie ustępującym takim mistrzom jak chociażby DJ Premier, odpowiedzialny za rewelacyjne podkłady dźwiękowe w duecie Gang Starr, tworzonym wraz z Guru. Mając do dyspozycji specjalny mikser sygnałów z dwóch (polskich) gramofonów i zręczne ręce, Master T dał jednak kilka razy prawdziwy pokaz swych umiejętności. Wbrew pozorom DJ ma duże pole do popisu. Specjalne płyty, zawierające jedynie powykrajane z nagrań partie poszczególnych instrumentów, wokalu, tylko pojedyncze słowa lub dźwięki (tzw. loops), produkowane w małych ilościach przez wydawnictwa typu Zomba Records, Fresh Records czy Sleeping Bag, są dla niego materiałem do produkcji efektów scratch, polegających na błyskawicznym cofnięciu odtwarzanej płyty. Rozwiązania tworzone na bazie tego prostego pomysłu pozwalają niezwykle urozmaicić faktury produkcji rapowych powstających przez wielokrotne miksowanie ścieżek zawierających autorskie sample wytwarzane przez didżejów oraz rozmaite efekty brzmieniowe. Master T nie posługiwał się specjalnymi płytami. Efekty scratch uzyskiwał używając 45-obrotowych singli Michaela Jacksona, soundtracku do filmu „Malcolm X" skomponowanego przez Terence Blancharda oraz ostatniej płyty Gang Starra „Hard to Earn". Sam Greg Osby grał pięknie. Jego saksofon był oszczędny, by naraz wybuchnąć skomplikowanym harmonicznie solem. Punktował opowieści Mustafo, by za chwilę nawiązać z nim wspaniały dialog. Alt Osby'go był fabularny, twardy, bo w hip-hopie nie mówi się o przyjemnościach czy rzeczach błahych. Greg, gdy nie grał, tańczył, a właściwie wibrował w rytm muzyki. To on był Mistrzem Ceremonii tego niezwykłego koncertu. Tego wieczoru Greg Osby & Street Music wykonali „Streetjazz Theolonious" i „Intelligent Madness" z albumu „3-D Lifestyles"oraz kompozycję „Electric Relaxation" znakomitego tria rapowego A Tribe Called Quest z jego ostatniej płyty „Midnight Marauders"i „ItS On" z Nineteen Naughty III, najnowszej produkcji klasyki rapu Naughty By Nature. Utwory te w wersji live to kompozycje wielowątkowe, pełne improwizacji, ale uporządkowane, i oparte na krótkich tematach podawanych przez saksofon, o jazzowej konstrukcji, a jednak nasycone rapem i hip-hopem. Harmonia stylów. Współpraca i zrozumienie. Podczas „Theoloniousa" Mustafa zaprezentował też inną, niezwykle trudną technikę rapu, zaczerpniętą z folkloru karaibskiego - toasting, polegający na niesłyszalnie szybkim melodeklanowaniu z zachowaniem rytmu tylko poprzez odpowiednią modulację potoków słów. A Mustafo mówił o publiczności: "... pięknisie, jesteście przyspawani do stołków". Tak właśnie zachowywała się większość widowni. Ponadto była wręcz żenująco nieliczna. Wydawałoby się - sami wybrani, sami zainteresowani. A koncert był wspaniały ..."
2 komentarze:
HI, IM GET HERE SEARCHING FOR AN AUDIO OF THIS, DO YOU HAVE A FILE OR SOMETHING I LOOKING FOR GREG OSBY AUDIOS
SALUDOS
Hi there, I already publish it at the end of the post. Enjoy!
Prześlij komentarz