sobota, 18 lutego 2017

Clyde Stubblefield RIP


Funky Drummer 18.04.1943 - 18.02.2017

środa, 15 lutego 2017

"Nazywano mnie Disco DJ, nawet gdy miksowałem utwory Jamesa Browna" - Historia DJ Chipsa

Specjalne podziękowania dla osób, które przez kilka lat pomagały mi w weryfikacji informacji. W szczególności Harold Barber (Dj Chips), Patrick Faber (Dj Hit22), Anthony Dew (Kool Dj Dee), William Dew (Tyrone the Mixologist, Mark Skillz. 

Początek naszej historii ze sztuką Dj'ingu nie różni się niczym od pozostałych rówieśników na Brooklynie, Queens, Harlemie czy Bronxie. Podobnie jak oni pragnęliśmy zarabiać pieniądze. Dobre pieniądze zawsze są jednak tam gdzie rozrywka, a najlepszą rozrywką w czasach naszej młodości były jamy w parkach i tym podobnych miejscach. Podobnie jak wielu wielkich nowojorskich Dj's zostaliśmy zainspirowani przez tych samych ludzi. Wielu uważa, że hip hop zaczął się na Bronxie. Mają rację. Jednak bez naszej pomocy, nie możliwy byłby jego rozwój. Wnieśliśmy w hip hop sporo. To historia o nas, dedykowana każdemu, którego imię nie jest tak znane, jak ksywki ludzi z Bronxu - w szczególności Flowersowi. To opowieść o kulturze Mobile Dj's. 
Jak wielu Afroamerykanów żyłem muzyką, to nasze dziedzictwo. Od 1970 do 1974 grałem na bębnach w korpusie St. Rita’s Brassmen. Naukę rozpocząłem od gry na werblu. Bycie perkusjonistą pomaga Dj’owi w trzymaniu tępa nagrania. Korpus został rozwiązany w 1974 roku. Potrzebowałem czynnie zajmować się muzyką. Zacząłem więc podążać za wielkimi Dj’s Nowego Jorku i ich imprez.


DJ Chips drugi od prawej 
Słów kilka o różnicy między nami a hause Dj’s. My byliśmy Mobile Dj, znajdowaliśmy się na wyższym poziomie, ponieważ naszym zadaniem był wjazd do klubu z pełnym sprzętem. Gramofony, mixery, kraty z winylami, kable, stroboskopy, kolumny, głośniki, statywy. Często logistyka opanowania wszystkich elementów występu, nie należała do łatwości. Stąd złożoność tego „zawodu” . Z tych powodów powołano Brooklyn DJ Award – aby nie tyle wyłaniać najlepszych z nas, lecz co ważniejsze docenić wysiłki i wkład w promowanie dobrej muzyki. To podczas takiego konkursu Flowers otrzymał przydomek Grandmaster. Z kolei dla wytwórni muzycznych byliśmy nie zrozumiani, jako nie zrzeszeni z żadnym klubem, byliśmy dla nich nomadami. Podczas gdy kluby otrzymywały darmowe kopie nagrań, my zdobywaliśmy je za własne pieniądze i promowaliśmy ich muzykę. Tak to wyglądało w erze przed Internetem. Wtedy na sprzedaży płyt zarabiało się niesamowite pieniądze. Nasz pośredni wpływ na rozwój muzyki oraz kształtowanie muzycznych gustów pokolenia, jest nie do przecenienia. To nie są słowa nad wyrost, świadczą o tym liczne artykuły i reklamy. 

W latach ’70 były dwa rodzaje Dj’s: Mobile/Gypsy Dj’i house Dj, tudzież zwani Dj klubowymi. Były to osoby powiązane z kilkoma klubami, w których grały wciąż tę samą muzykę, dla tej samej grupy osób. Rzecz prosta i nie wymagająca stałej koncentracji i ulepszania umiejętności. Wielu ludzi odwiedzało właśnie te kluby z uwagi na charakter jaki tam panował, klimat.Właściciele klubów podążali za trendami, wiedzieli czego pragną ich bywalcy, przenosili więc te oczekiwania na grających tam Dj, którzy bardzo często byli ich niewolnikami. 
„Ciężko było być kreatywnym. Właściciel klubu posiadał formułę, która gwarantowała sukces. Nie chciał żadnych odmian. Będąc mobile dj, nie musiałem martwić się o to.” – Big Ashby (Alan Hines, Brooklyn's Mighty Mobile Jocks, Discothekin', June 1976.)
"Mobile jock, nie może zawieść nawet jednej nocy. Twój występ musi zawsze być pozytywny. Musisz utrzymać poziom. Jesteś tak dobry, jak dobry był Twój ostatni występ.” – Q.J.Simpson (Alan Hines, Brooklyn's Mighty Mobile Jocks, Discothekin', June 1976.)
„Kiedy idę na swój występ, zawsze koncentruje się na tym, by być najlepszym, bez względu na to co się dzieję. Muszę być swoim najlepszym krytykiem. Analizuję swoje błędy. To tworzy reputację Mobile D.J.’s. To daję fantastyczną energię (...) Zbyt wielu jest w tym biznesie dla pieniędzy, zamiast dla muzyki”.  - Grandmaster Flowers (Alan Hines, Brooklyn's Mighty Mobile Jocks, Discothekin', June 1976.)
Jednak naszym zadaniem (choć oczywiście też graliśmy w klubach) było zaprezentować taki rodzaj muzyki, który da ludziom radość. Graliśmy w różnych miejscach, więc odbiorcami byli różni ludzie. Stale coś się zmieniało. Nie wchodziłem za konsoletę, wiedząc jacy ludzie przyjdą tańczyć. To wszystko musiałem mieć w głowie, musiałem być przygotowany na każdą ewentualność. Kolejną kwestią był sprzęt. Sam fakt, że musiałem dojechać do parku, piwnicy, klubu, restauracji z półciężarówką sprzętu grającego, czynił ze mnie przedsiębiorcę. Inaczej też traktowałeś swoją profesję, nie byłeś tylko Dj, który gra imprezę. Byłeś tym, który dostarcza rozrywkę. Musiałeś martwić się o sprzęt, dbać o niego. Wielu z nas z wykształcenia było elektrykami, fachowcami. Big John każdy nowo nabyty sprzęt rozmontowywał, by dowiedzieć się z czego i w jaki sposób jest zbudowany. Skrzynia z narzędziami musiała znajdować się zawsze pod ręką. 
Nie mam jednego DJ’a którego zobaczyłem i powiedziałem, chcę być jak on. Jednakże Flowers i Plummer byli moimi ulubieńcami. Lubiłem ich sound systemy i muzykę, którą grali. Maboya i Ron Yates to kolejni świetni Dj's, którzy grywali w Tropical Cove na Fulton St & Franklin Ave na Brooklynie. Miałem wielu innych faworytów. Brooklyn posiadał wielu znakomitych Dj's. Dorastałem w czasie trwania Brytyjskiej Inwazji, Motown, Stax, jazzu czy muzyki country. Wraz z siostrą słuchałem r&b i rock & roll. Dave Clark Five oraz The Beatles były moimi ulubionymi grupami. Nie graliśmy więc muzyki Disco znanej z parszywego filmu Saturday Night Fever. Graliśmy wszystko od Motown, poprzez hard funk, soul, reggae i rock. Nikt nawet nie nagrywał muzyki Disco, zanim ta nazwa się przyjęła, tak jak nikt nie grał hip hopu, zanim się ukształtował. Wtedy nie było muzyki Disco. Dopiero później europejskie Disco zaczęło wypierać amerykańską klasykę. Nazywano mnie Disco, nawet gdy miksowałem utwory Jamesa Browna.
Rapp Chips Larry B
Urodziłem się w roku 1955 w Philadelphi, PA. W 1972 roku rozpocząłem edukację w Abraham Lincoln School. Piękne czasy. Wychowywałem się i dorastałem w Crown Heights. Doskonale pamiętam tagi na szkolnych murach, ale o tym może później. To tam poznałem ludzi, którzy naznaczyli moją przyszłość: Larry B aka Killer, Laverne aka Rapp 3. Killer swoją ksywkę zawdzięcza roli, którą w filmie Geraldine odegrał aktor Filip Wilson. Rapp natomiast, wielki podrywacz, mówił, że potrafi poderwać dziewczynę na trzy różne sposoby. Znał się na rzeczy. To on mnie nauczył jak rozmawiać z dziewczynami. Zapomniałem o Ray'u Wigginsie, liderze szkolnej drużyny futbolowej, który w weekendy grał imprezy w Park Place i Nostrand Ave. U niego po raz pierwszy usłyszałem "Magic Carpet Ride" Steppenwolf. Jego sposób miksowania był prosty - nie posiadał miksera. To może się wydać śmieszne współczesnym Dj's, którzy korzystają z Serato, jednak w tamtych czasach, musiałeś radzić sobie jak tylko mogłeś. Dostęp do sprzętu, zwłaszcza tego dobrego był ograniczony. Ray podłączał jeden gramofon na phono drugi na aux. Gdy chciał zmienić kanał, przesuwał pokrętło phono/aux i w taki prosty sposób, dokonywał prymitywnych miksów. Wejście aux nie było aż tak głośnie jak phono, ale tak wyglądały także moje początki. Kto by przypuszczał, że zaczynając w taki sposób, będę staczać walki z gigantem sceny Grandmasterem Flowersem?! Wszystko jest do osiągnięcia, jeśli w to wierzysz i uparcie dążysz do celu. Nasza droga była długa i wyboista. Na szczęście spotkaliśmy na niej odpowiednich ludzi. 
Ray'owi zawdzięczam jeszcze jedno. Moją ksywę, która pochodzi z filmu Goodbye Mr. Chips (reż. Sam Wood, 1939). Wkrótce zaczęła nazywać mnie tak cała drużyna, nie przeszkadzało mi to a nawet polubiłem moje nowe "imię".
Nie potrafię wymienić wszystkich moich inspiracji, jednak zdecydowanie Ray wpłynął na naszą trójkę tak mocno, że postanowiliśmy sami zająć się najbardziej prominentnym zajęciem w getcie - Dj'ingiem. Byliśmy zdeterminowani. Rapp'a i mnie pociągały gramofony, Larry wybrał mikrofon. Dzięki swoim umiejętnościom, czynił nasze występy jeszcze lepszymi. Dj i MC są nieodłącznym elementem sceny. W tamtym czasie Killer miał dziewczynę Debbie aka Petite. Debbie mieszkała na St. Marks Place, to w jej przydomowej piwnicy 10 marca 1972 roku zorganizowaliśmy pierwszą imprezę Grandmasters - bo tak się nazwaliśmy. Ruszyliśmy pełną parą a im bliżej było występu, tym bardziej byliśmy nim podekscytowani. Posiadaliśmy gramofon Garrard oraz jakiś nieznanej marki; wzmacniacz Fischera; 4 lub 6 głośników wysokotonowych, średniotonowych i ośmiocalowych subfuferów. Gdy organizujesz imprezę potrzebujesz plakatów. Pierwszy zaprojektowałem sam a powieliliśmy go w firmie J. Walter Thomson, w której wraz z Larrym pracowaliśmy jako posłańcy. 















Wynajęta od dozorcy Arthura piwnica nie była wymarzonym miejscem na pierwszy występ jakiegokolwiek Dj'a. Poważnym problemem stała się mała powódź, woda znajdowała się przy wejściu. Ludzie przechodzili przez ułożone na podłodze deski. Po niedługim czasie problem się pogorszył, co było powodem przerwania imprezy. Gdyby nie to, uznałbym ją za udaną, w zamian później w szkole mówiono, że zagraliśmy "Flood Partie".
Najgorzej byłoby wracać do domu "na tarczy", a nie z nią. Pełni zapału zdecydowaliśmy się przenieść imprezę do East New York, dokładniej na Sheffield Ave w domu Killera. Gangi na Brooklynie nie były aż tak brutalne i niebezpieczne jak te w South Bronx. Jednak gang to zawsze gang a w dzielnicy Killera grasował Tomahawks. Oczywiście nie mieliśmy takich problemów socjalnych i ekonomicznych co nasi bracia w South Bronx, co było zapewne głównym powodem narastającej fali bezprawia, w tym także groźnych i niebezpiecznych grup jak Ghetto Brothers, Savage Nomads czy Black Spades. Większość ludzi obawiając się więc o swoje bezpieczeństwo nie pojechała z nami do East New York. My jednak zapewniliśmy sobie ochronę, odwiedził nas kuzyn Killera z Bronxu ze swoimi ludźmi. Pamiętam tylko dwa brooklyńskie gangi: Jolly Stompers i Tomahawk właśnie. Sam nigdy do żadnego nie należałem. 
Kool DJ Dee bo o nim mowa to postać kultowa. Jest pierwszą osobą z Bronxu, która posiadała kompletny sprzęt do miksowania (gramofony i mixer). W taki oto sposób jedni z pierwszych hip hopowców pojawili się na naszej imprezie. Z Dee przyjechał też jego brat Tyrone oraz jego przyjaciele z podwórka: Tex, Jo-Jo oraz kilka innych osób, których imiona już niestety zapomniałem. Muszę napomknąć, że nasi nowo poznani koledzy należeli do tych, którym w kaszę się nie dmucha. W skrzyni przywieźli własnoręcznie robione shotguny z przypiłowanymi lufami. 
Czas płynął wolnym nocnym rytmem. W pewnym momencie wraz z Rappem usłyszeliśmy rozmowę Killera z jednym z Tomahawków. Była to raczej kłótnia niż normalna pogawędka. Okazało się, że ten "indianiec" łokciem rozbił szybę w domu matki Killera. Moja siostra, nie wiem czemu, podeszła i dołączyła do nich. Doszło do przepychanki. Wtedy chłopaki z Bronksu wkroczyli ze swoimi karabinami. Zamarliśmy w miejscu. Ten gość, który przed chwilą był takim chojrakiem, zaczął uciekać. Wołał jednak przez ramię, że wróci z kolegami. Zaczęliśmy się śmiać. Killer się uspokoił. Moja siostra wyglądała na podenerwowaną. Kool Dee lekko się do mnie uśmiechnął, kiwnąłem mu głową. Kool Dee i jego ludzie wrócili do siebie, Tomahawks zaś nie pojawiło się. Black Spades to Black Spades, ciężko byłoby walczyć nożami i pałkami przeciwko ich shotgunom. Można powiedzieć, że wspólnie rozpoczynaliśmy naszą pasję, jaką była muzyka. Zostaliśmy przyjaciółmi. Dee był wyluzowanym gościem ze specyficznym poczuciem humoru. Zainspirował wielu ludzi z Bronxu, także Bambaate. Wielu późniejszych sławnych ludzi. Sądzę, że nie mówią o tym, ponieważ uwaga przesunęłaby się z ich osób na nas. Mam na myśli ludzi pokroju Dee i Flowersa.  
"Bam wie o moim własnym wkładzie w hip hop (...) to jest polityka. Uważam, że istnieje pewna zmowa milczenia aby nie mówić o mnie i promować innych ludzi. Jednak co dzieję się w ciemności zawsze wychodzi na światło dzienne." - Kool DJ Dee
Bardo mi przykro, że w mieście, które do niedawna jeszcze było największą metropolią Świata nie ma klubu, w którym graliby ludzie z mojej ery. Zaszokowałbym ich muzyką, która królowała na parkietach kilka dekad wcześniej. Nie potrzebowałbym współczesnych trendów jakimi kierują się Dj’s. Wystarczy, że dałbyś mi dwa gramofony i mixer i pozwoliłbyś mi robić swoje.

W 1973 roku Killer i Rapp odwiedzali klub w ENY, nazywał się Badass, po filmie Sweet Sweetback's Baadasssss Song ( reż. Melvin Van Peeples, 1971). Zacząłem się tam z nimi spotykać. Klub był w porządku, bawiło się tam wielu z moich szkolnych rówieśników. Czasami można było w nim zobaczyć, puszczane z projektora zdjęcia tancerzy hustle. Nie! Nie ten taniec, który w późniejszych latach spopularyzował film Saturday Night Fever. Nie mogłem oglądać tego filmu, był strasznie kiczowaty. W najmniejszym stopniu nie przedstawiał, tego co działo się u nas w klubach w latach '70-tych. Nikt nie tańczył jak John Travolta. Wybuchaliśmy śmiechem, gdy widzieliśmy takich pajaców. My tańczyliśmy do R&B, funku, soulu, latino i tego rocka, który miał w sobie dusze R&B. Dzisiaj każdy myśli, że takie właśnie było Disco. Hip hop przeszedł podobną metamorfozę. Zmienili nazwę muzyki, którą po prostu grali. Hip hopowi Dj cuttowali płyty, które pochodziły właśnie z ery Disco. Rozpoznaję wszystkie te sample z pierwszych hip hopowych płyt. Według mnie właśnie w taki sposób hip hop został określony. Oczywiście jest jeszcze kwestia czterech elementów, pracy u podstaw samego Zulu Nation, ale to raczej późne lata '70 i początek '80. Hip hop to głównie nurt muzyczny, w którego centrum był DJ. Z czasem rapperzy przejęli po nim schedę i każdy zapomniał o pozycji Dj'a. Ja pierwszy raz usłyszałem o hip hopie pod koniec roku 1978. Mam na myśli samo słowo – hip - hop.
Byłem pod wrażeniem jak ich Dj miksowal klasyk Barkley - "Soul Finger". Po zamknięciu tego klubu, kilka bloków dalej, ich promotor otworzył kolejny - The Super Fly. Był to opuszczony magazyn. Sound system był niesamowity. Pamiętam jak usłyszałem tam "Little Bit of Love" - Brendy & Tabvlations. Mogłeś usłyszeć trąbki z głośnika basowego. Później dowiedziałem się, że zainstalowany jest tam system głośników teatralnych - Atlec  Lansing Voice. Tomahawks prawdopodobnie ochraniali ten klub. Nieskutecznie, gdyż wkrótce lokal zamknięto. Prawdopodobnie ktoś został w nim zamordowany.
W roku 1972 zacząłem kolekcjonować płyty gramofonowe. Rok później miałem około trzech krat. Kupowałem R&B, funk, jazz i rock. Taneczna muzyka charakteryzującą się tymi stylami muzycznymi. Zdobywałem je za pieniądze zarobione jako posłaniec we Flett Messenger Service. Słuchałem każdego rodzaju muzyki, jednak muszę podziękować mojej mamie i siostrze za poszerzanie moich muzycznych horyzontów. Matka słuchała jazzu i muzyki filmowej. Siostra fascynowała się jazzem, r&b i rock & rollem. Muzyka towarzyszyła mi więc od dziecka, a gdy rozpocząłem naukę gry na bębnach w S.Rita Brassmen, stała się trwałą częścią mojego życia. Starsi członkowie zespołu często z magnetofonów puszczali rock, jazz, funk i blues. W okresie 1969-1973 odwiedzałem legendarne Empire Roller. Wiele lat później zagrał tam Grandmaster Flash & Furious 5. Nie znam ksywki Dj'a który tam grał, pamiętam za to utwory: "Follow The Mind" - Midnight Movers; "Outer Space" - Billy Preston; "Mr. Penquin" - Lunar Funk; "Hang Loose" - Mandrill. Później rezydentem stał się Dj Big Bob, znajomy Flowersa.
W 1973 roku zacząłem uczęszczać na imprezy organizowane przez moją siostrę i jej chłopaka Raymonda Petersona. Starsza publiczność była bardziej urozmaicona i wyrafinowana. To na ich imprezach po raz pierwszy usłyszałem Earth, Wind & Fire - "The Moment of Truth". Gdy sam stałem się Dj, ten utwór stał się jednym z ulubionych w moim repertuarze. Imprezy na WYDNA Palace były legendarne. Większość z tych ludzi pochodziła z Karaibów, a ci ludzie mają we krwi jam. Dj's grali r&b, taneczny rock, reggae, soca'e, salse i funk. Tam po raz pierwszy usłyszałem Fela Ransome & Ginger Baker Live. Muzyka Fela Kuti gwarantowała dobrą imprezę, te dźwięki elektryzowały. Także wtedy pierwszy raz usłyszałem Doobie Bro - "Liesen To the Music". Musiałbyś usłyszeć ten utwór na dobrym sound systemie. Znałem gościa, który miał w swoim domu głośniki Cerwin Vegas. W tamtym czasie ta firma była najlepsza. Bass wprawiał twoje ciało w drżenie. Wszyscy się dobrze bawili. Nie obawialiśmy się, że których z Tomahawks nas rozpozna. Ludzie z Karaibów to byli twardzi goście. Niczym Bob Marley - Tuff Gong. Nie tolerowali żadnych agresywnych incydentów na swoich imprezach. W drodze powrotnej, pijani śpiewaliśmy: "Whoa oh, whoa listen to the music". Niedługo po tych dniach Rapp opuścił grupę i zajął się swoimi sprawami. Ja skupiłem się na szlifowaniu umiejętności i przyswajaniu sprzętu, czyli gramofonu Garrard, drugiego o nieznanej marce i wzmacniacza marki Sony. Zacząłem od praktyki sposobu, który pokazał mi Raymond Wiggins. 
Ach człowieku, Grandmaster Flowers! Co mogę powiedzieć o tym bracie? Pierwszy raz zobaczyłem co wyprawia na żywo w roku 1974 w C.O.C.P. (pod późniejszą nazwą - Newcomers Manor ) na Ashland Place & Fulton St. Był największą gwiazdą ówczesnego świata Mobile Dj. Występy uatrakcyjniał light show, posiadał stroboskopy, synchronizowane kolorowe światła na stojakach. Istne cuda. Korzystał też z efektów dźwiękowych, które wplatał w swój bezkonkurencyjny z nikim innym mixing. Robił tak z "I am the magnificent", wstępu z utworu "Double Barrel" w wykonaniu Dave & Ansell Collins. Jego ulubionym wstępem było także: "We are going to go back, way back. Back into time". Nie korzystał ze słuchawek. Za konsoletą podłączał małe głośniczki i w taki sposób miksował. Był więc prekursorem w wykorzystywaniu systemu monitorów. Miało to jednak swoje minusy. Wykorzystał ten patent jako pierwszy, w czasach gdy sprzęt Djski w dzisiejszym rozumowaniu, nie istniał. Nie było więc zatyczek dousznych. Flowers z begiem czasu zaczął mieć poważne problemy ze słuchem. Był osobą nieśmiałą, nigdy nie mówił przez mikrofon, jego słowa wypływały spod igły gramofonowej. 

Jakiś czas temu wpadłem na zupełnie śmieszne rewelacje. Otóż Krs One z pełną przekonywalnością głosi, że Grandmaster Flash wynalazł crossfader i sam zbudował mixer z tym, jak na tamte czasy przełomowym udogodnieniem. Podaje, że dokonał tego w roku 1976. Jest również zszokowany, że historia tego faktu nie udokumentowała a sam Flash powinien otrzymywać z tego tytułu profit. Cóż. Sam pierwszy mikser z crossfaderem widziałem u Kool DJ Dee na kilka lat przed rokiem 1976. Łatwo obalić tego typu plotki. Chciałbym jednak pozostać przy wątku profitowania dokonań oraz niewypierania z historii osób, które tę historię tworzyły. Grandmaster Flowers nie tylko zasłynął jako DJ o niesamowitym wyczuciu, korzystający z kilku gramofonów jednocześnie. On nie był zwykłym DJ! Flowers był wizjonerem, innowatorem. Mówić o nim jako tylko o DJ to tak jak nazywać prace wybitnych malarzy, zwykłymi rysunkami. Flowers opracowywał nowe technologie i wdrażał je do swojego systemu pracy. To postać wybitna, pracował dla marki GLI. Wiem, że trwają pracę nad obszerną biografią Flowersa, mam nadzieję, że świat pozna tego skromnego człowieka, który całe swoje życie poświęcił muzyce.
Widzisz, hip hop to także sztuka spreyu. Został dołączony do filozofii UZN po wielu latach, lecz w latach '70 każdy tagował na murach i pociągach, ja także. Pamiętam te wszystkie klasyczne tagi w metrze i na murach mojej szkoły. Taki 183. Pamiętam Vanguards i Ex Vandals. Według mnie pierwszymi, którzy zrobili coś innego byli Dondi i Phase II. Od nich graffiti zaczęło się zmieniać. Choć nie mogę powiedzieć tego z ręką na sercu. Z pewnością z writerami jest tak samo jak z nami Dj's, wielu odeszło w zapomnienie wraz z zamalowaniem ich paneli. Pamiętam tagi Flowers/Dice. Były wszechobecne, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem kim jest. Byłem za młody. Sam zacząłem tagować około roku 1972. Nie używałem sprayu, posługiwałem się markerem. Mój tag to: Boom Chips. Brooklyn posiadał znakomitych artystów graffiti. Szczególnie w pamięci utkwił mi King of Kools i App Super Hogg, z którym w późniejszym czasie się zaprzyjaźniłem. Z kolei King Kool zainspirował mnie do tego stopnia, że skopiowałem po części jego styl. Piszę oczywiście o uśmiechniętej buźce, którą zwykłem rysować pod moją ksywą. 
Tag Chipsa
Tag King Koola, którym zainspirował się Chips.
App był uczniem Flowersa. Spotkałem go w 1975 lub 1976 roku zaś zmarł pod koniec roku 1980. Miejskie opowieści snują taką historię: Podczas deszczowego dnia przeziębił się. Nie leczona choroba przeobraziła się w zapalenie płuc, na które nieszczęśnik zmarł. Zbudował dla nas średnio tonowe kabiny. Był moim przyjacielem . Electrified Sounds – pod taką nazwą udzielał się jako DJ. Często towarzyszył mu MC Sydney B. Pierwszymi Mc’s, których usłyszałem byli KC The Prince of Soul oraz Sedley B. KC towarzyszył Pete DJ Jones’owi, Sedley zaś Plummerowi. To App zaprowadził mnie do znakomitego sklepu z płytami The Music Hut. Płyty kupowałem także w Burdells, w J&R i Sam Goody na Manhattanie. Legendarne Downstairs,w którym zaopatrywali się także prekursorzy hip hopu, odwiedzałem w celu zakupienia rzadkim singli i płyt z importu.  Za najdroższą płytą jaką mam, przyszło mi zapłacić $20.
Tamtej nocy w WYDNA Palace poznałem swoją pierwszą miłość - Janet Tuner. Jeanie. Bez jej finansowego wsparcia, nie zdołałbym zdobyć wymarzonego sprzętu. Wkrótce nastała nasza pierwsza szansa na profesjonalny występ. Po rozmowie z promotorami Harris & Lindsay (Lindoff Lindsay), która nie była zbyt przyjemna, zgodzili się na mój występ w Jimmy's. Był to sławny jazzowy klub z dwoma parkietami, mieszczący się na 53rd ST i 52nd St. 
Po przyjściu do domu skontaktowałem się z Larrym. Był bardzo podekscytowany możliwością zagrania w miejscu, w którym grywał Rip&Cliff, Larry D, Pete DJ Jones czy Plummer. W Jimmy's grali tylko najlepsi. Dlaczego nam udało się tam wystąpić na początku naszej przygody z Dj's? Może to przeznaczenie, a może zwykłe szczęcie. A może jak wspomniałem wcześniej, wiele mogłoby się nie wydarzyć, gdybym nie spotkał odpowiednich ludzi.
Usilnie myślałem nad nową nazwą dla naszej grupy. Nie mogliśmy przecież nazywać się Grandmasters! Te słowo było zarezerwowane dla Flowersa. I tylko dla niego. Szukałem nazwy unikatowej, nie przepadałem za przedrostkami - disco. Leżąc na łóżku, pogrążony w myślach, rzuciłem okiem na opakowanie po butach ze sklepu Nunn Bush z napisem Fantasia. Fantasta … Fantasta ... Fantasia. Tak! Cholera! To była idealna nazwa. Larry pierwszy dowiedział się o moim pomyśle. Był zaskoczony. Pytał mnie skąd wziąłem nazwę. Powiedziałem prawdę, z opakowania po butach. Zapytałem czy ma lepszą propozycję. Powiedział, że nie a Fantasia brzmi szokująco. Zaczęliśmy rozmawiać o sprzęcie. Larry powiedział, że jego kuzyn, którego już poznałem ma mixer i coś jeszcze. Brakowało nam jedynie kolumn. Rozwiązanie tego problemu należało do mnie. Larry zaproponował, wycieczkę na South Bronx do Kool Dee, który wybierał się na block party niejakiego Kool Herca. Nie wiedzieliśmy kto to jest ten Kool Herc. Sam zaś byłem ciekawy jak wygląda Południowy Bronx. Poszedłem spać. Kolejne dni zapowiadały się znakomicie. Był rok 1974.


MC Sidney
Hip Hopowcy nie wspominają o Flowersie, ponieważ ta wiedza zmusiłaby ich do wprowadzenia zmian w historii hip hopu. Możliwe też, że pewni ludzie są zazdrośni o to kim był Flowers w czasach swojej świetności. Flowers był osobą zamkniętą w sobie, trzymającą się z boku, czasami wręcz arogancką. Ten fakt może być także nie bez znaczenia. Mi jednak nigdy nie powiedział żadnego szorstkiego słowa. Żałuję, że nie spędzałem z nim więcej czasu. Niestety wielu ludzi korzystało na jego sławie. Byli jego fałszywymi przyjaciółmi. 
„To był mój główny problem. Instalowanie sprzętu w różnych warunkach wpływał na mój późniejszy set. Jestem przekonany, że gdy zostałem oszukany podczas transportu, to wywiera na mnie jeszcze gorszy wpływ. Zdarzyło się coś takiego z siedem razy, później dostawałem paranoi za gramofonami” - Flowers (Alan Hines, Brooklyn's Mighty Mobile Jocks, Discothekin', June 1976.).  
Po jednej z takich akcji, zaczął nosić ze sobą spluwę Magnum. DJ Flowers wydał na swój sprzęt około $25,000. Nie mam pojęcia czy miał inna pracę. W latach ’80-tych popadł w mocne uzależnienie od cracku. Został bezdomnym, do momentu gdy zaczął pracować dla X Clanu, z którym trzymał się aż do swojej śmierci. Jestem dumny, że posiadam plakaty, na którym obok Flowersa widnieje nazwa mojej ekipy. Zawsze będę go wspominał i o nim pamiętał. Flowers zawsze będzie dla mnie pierwszym Grandmaster Dj. Wstydem jest, że nie wspomina się o jego wkładzie  w kulturę DJ's. Podobnie jak ja grał każdy rodzaj muzyki.Mógłbym o nim opowiadać godzinami, o jego zasługach, wpływie na rozwój sztuki miksowania. Jonathan Cameron Flowers przyszedł na świat 13 lutego 1954, zmarł 26 czerwca w 1992. Wychowywał się w Farragut Project, mieszkał na 273 Nassau Street. Okolica ta nosiła miano DUMBO oraz Vinegar Hill. Zanim wybudowano tam wielkie wieżowce, terytorium to należało do Ala Capone. Z Farragut Project pochodzi także Steve Standard znany jako Strafe, według Magazynu Billboard autor jednego z najczęściej samplowanych utworów w historii muzyki – "Set It Off". Inne znane osoby wywodzące się z tych rejonów to Armond Hill, DJ Discipline oraz Stanley Banks, basista George’a Bensona. Cameron nim zainteresował się muzyką, był writerem. Jego tagi wykonane czarnym markerem widniały na blachach metra oraz w okolicznych parkach. Tag Flowers + Dice stały się inspiracją dla wielu przyszłych bomberów oraz artystów sprayu jak chociażby Fab 5 Freddy. Nie wiadomo kim był Dice. Prawdopodobne natomiast jest to, że była to dziewczyna Flowersa. W tamtym czasie popularne było pisanie po ścianach, drzewach krótkich inskrypcji, przykładowo: Mike + Nataly. Wychodzi na to, że tagował pociągi jako jeden z pierwszych w NYC! Jego początki Djingu sięgają roku 1967.
"(...) Graffiti nie zaczęło się na Bronksie. Właściwie Flowers i Dice był pierwszą ekipą tagerów 'all around-the-city'" - Proffesor X interview by Push.
Wszystkie dotychczasowe źródła podają błędną informację. Otóż Flowers (który w tamtym czasie nie stosował jeszcze tytułu Grandmaster) w roku 1968, w wieku lat 14-stu, został zaproszony do wystąpienia podczas National Soul Festival na Yankee Stadium w Południowym Bronxie. Ściślej – 22 czerwca. Główną gwiazdą był oczywiście Soul Brother No. 1, określany w tamtym czasie James Brown. Koncert był podzielony na dwie części. Rozpoczął się o godzinie 20:30 występami mało znanych grup muzycznych, wśród których jedyne zachowane źródła wskazują na artystów z wytwórni Pompeii Records: Lynn Dorrette i Salt and Pepper. Cameron Flowers nie pojawił się na scenie, brał udział w transmisji koncertu w radio. Upiększał ją swoimi miksami w trakcie przerw. Nie wiem jaki posiadał wtedy mixer, ale na początku korzystał z gramofonów Thorens TD-125.  Druga część koncertu to występ Jamesa Browna. Organizatorzy nie spodziewali się aż tak licznej publiczności. Na stadionie zgromadziło się 48,000 ludzi. Nieścisłość z datą jest wynikiem publikacji w magazynie Look z roku 1969, który umieścił zdjęcia z tegoż koncertu rok później. W roku 1969 James Brown wystąpił w Shea Stadium. Wydarzenie było promowane w lokalnych stacjach radiowych, w których Flowers był wymieniany jako jeden z artystów. Jak to się stało? Nie wiem. Ale sam fakt, że człowiek z dwoma gramofonami i mikserem uczestniczył w koncercie ojca muzyki Soul, czyni jego postać kultową! Podobne rzeczy nie należały jednak do rzadkości w naszym otoczeniu. W późniejszym rzecz jasna czasie, Mobile Dj’s grali przed tak uznanymi grupami jak: BT Express, Crown Heights Affair, Brass Construction czy Mandrill. 
Unikalny plakat z występu Jamesa Browna w 1968 roku.

Gramofon Thoren TD 125
Z powodu szalejących niczym zaraza gangów, nigdy wcześniej nie odwiedziłem South Bronx. Przejścia z Tomahawkami  i Jolly Stompers były dla mnie wystarczające. Dee pomógł nam bezpiecznie dojechać na miejsce. Pojechaliśmy tam metrem. W tym czasie jednak siła gangów w tej części miasta, malała. Znaleźliśmy się w jego domu, gdzie po raz pierwszy miałem możliwość obsługiwać mixer. Wersja Shaft Africa w wykonaniu Dee była dobra. Po niej przyszła kolej na nas. Zamierzaliśmy pokazać im Brooklyn od jak najlepszej strony. Miałem ogromną tremę. To był mój pierwszy raz, na szczęście moją publicznością był Dee, Tyrone i ich ludzie z Bronksu. Rozpocząłem od funkowego breaka z Oliviera Sain - "Bus Stop". Pamiętam też, że zmiksowałem utwór "Grand Central Shuttle" Johnny'ego Griffitha. Nerwy mnie puściły, więc kontynuowałem dalej. Larry napawał się z dumy. Dj Kool Dee zgodził się zostać częścią kolektywu Fantasia. Tego wieczora wybraliśmy się na impreze Kool Herca, z której niestety nie pamiętam za wiele. Pamiętam, że grał utwór z funkowym breakem - "Mr. Boogie Brother Soul". Muzyka była świetna i wspaniale spędziliśmy czas. Larry prowokował Dee mówiąc, że Kool Herc brzmi śmiesznie. Bardzo go to złościło. W drodze powrotnej Jo-Jo który prawie zasnął prowadząc samochód, cudem uniknął czołowego zderzenia. 
W książkach piszą, że hip hop powstał na Bronksie. Jednak kiedy powstawał, nie było hip hopowych płyt. Grano każdą muzykę, R&B, funk, jazzowe breaki i disco. W swojej kolekcji mam takie nagrania, które mogłyby być określone mianem rapu, a zostały nagrane zanim on powstał. Hip hop to dla mnie Funk, ponieważ każdy dobry bit ma w nim swoje korzenie. Co więc stworzył hip hop? Więcej gadki do mikrofonu, scratche i break beat. Raz pożyczyliśmy nasz sprzęt Tyronowi, który ze swoim crew grał imprezę w 1979 w Audubon Ballroom w Harlemie. Przez całą noc grali breaki. Nie popierałem tego, chciałem słuchać muzyki nie sampli. Ludzie nie rozumieją, że scratch jako dźwięk nie mógł zostać przez nikogo odkryty. Dopiero rutynowe powtarzanie czynności, które skutkowały powstaniem tego określonego dźwięku, można uznać, za początek czegoś innego, innowatorskiego. I to miało miejsce na Bronksie, to oni ujrzeli w scratchingu to coś. Dodali ten element do swoich jamów. Ale mówimy już o rodzeniu się nowego stylu w muzyce. Należy jednak zrozumieć, że scratching jako podstawowa wersja była obecna w secie każdego Dj’a, ponieważ gdy przechodziłeś z jednego nagrania w drugie, musiałeś cofnąć płytę – tak powstawał dźwięk scratchu. Nie da się wynaleźć więc czegoś co istnieje. Wszystkie małe dzieci, których rodzice mają gramofony w domu, uwielbiają w ten sposób poruszać płytami. Interesuję ich powstały w dźwięk. Ja miksowałem muzykę. Większość z brooklyńskich DJ, specjalizowała się właśnie w miksowaniu muzyki, czyli tworzeniu nowej jakości ze znanych nam nagrań. Mogłem więc pozwalać tłumowi obecnemu na moich jamach, by słyszeli scratching, ale nie robiłem tego. Dla  kogoś kto rozwijał swoje umiejętności w miksowaniu, tego typu zabiegi były niedopuszczalne. Po prostu były niepotrzebnym elementem w miksie. Z reguły scratch był zauważalny jedynie dja Dj’a i ewentualnie dla ludzi z jego świty, którzy stali blisko niego i mogli usłyszeć dźwięk z jego słuchawek lub jak to było w wypadku Flowersa – monitorów. Jeśli stałeś ostatecznie blisko mogłeś usłyszeć jakiego użyje nagrania w następnym miksie. Moją Dj’ską filozofią było roztańczenie ludzi na parkiecie. Byłem w tym zupełnie dobry a scratching, przeszkadzał w tańcu. Gdybyś zaczął scratchować w tamtych czasach, ludzie zamiast tańczyć, zaczęliby chodzić po parkiecie. Kiedy zaczynałeś robić tricki na gramofonach ich uwaga zaczynała skupiać się na tobie jako osobie, nie na muzyce. 
Gdybyś całą noc grał tylko beaty, w jaki sposób byłbyś w stanie zakończyć swój set? Całą filozofią było budowanie napięcia, dojście do momentu w którym najlepsi tancerze pokazywali swoje przebojowe ruchy. Powolne rytmy też były potrzebne, by można było zagadać dziewczynę. Nie każdy facet był dobrym tancerzem, więc potrzebował wolnych kawałków, by móc zatańczyć z dziewczyną. 
To było właśnie przygotowywanie publiczności na ten punkt kulminacyjny. Później robiłeś to samo, przechodziłeś z wolniejszych kawałków do bardziej tanecznych, by zakończyć czymś eksplodującym. Wolniejsze kawałki były potrzebne, by ludzie odpoczęli, poszli do ubikacji, czy po piwo do baru. Prawdziwy DJ potrafił zaprezentować publice nowe muzyczne trendy. Potrafił rozszerzać ich muzyczne horyzonty. Hip Hop tego nie potrafił. Oni po prostu cieli kawałki, wycinali najlepsze partie utworu. To jak przewijanie filmu do najlepszej sceny. W taki sposób nie poznasz całej historii. Ludzie na Brooklynie byli bardziej obyci w muzyce, mieli gust i wyrafinowanie. Dobry DJ’s chce edukować swoją publiczność. Gra to czego ona chce a potem przedstawia muzykę, której nigdy nie słyszeli. Ja jestem dobrym DJ’s. Ciężko jest zweryfikować to kto zaczął robić coś jako pierwszy, jeśli nie jest to udokumentowane. 
Kool Herc nigdy nie odwiedził Brooklynu, został rozpoznawalny dopiero po premierze filmu Beat Street. On był housowym Dj’em. Mam wątpliwości co do tego, że zapoczątkował miksowanie samych breaków, ponieważ my robiliśmy podobne rzeczy u siebie. Ile czytałeś książek, oglądałeś filmów o tematyce hip hopowej? W wielu z nich twierdzi się, że to hip hopowcy pierwsi miksowali dwie takie same płyty. Kompletna bzdura! Nie było w tym nic odkrywczego, zmuszała nas do tego sytuacja. Mogłeś grać przez całą noc same breaki, ale w mojej ocenie to było zbyt monotonne. Ludzie łaknęli muzyki i dobrego beatu. My wszyscy graliśmy i cuttowaliśmy Apache. Był to jeden z tych kawałków, które znali wszyscy Dj. Będąc szczerym, nie wiem także kto zapoczątkował screczowanie. Idę o zakład, że zaczęło się to przypadkiem, by potem stać się popularnym. Każdy mówi, że Theodore. Kiedy powstała teoria o powstaniu hip hopu przez Herca, Flasha i Bambaate ? Moja opinia w tej materii może być traktowana przez niektórych niewiarygodnie. Sprawa nabiera kolorytów, gdy posłuchamy co ma do powiedzenia chociażby legenda Graffiti Art, twórca Wild Style – Tracy 168. Twierdzi, że historia Kool Herca jako ojca hip hopu powstała w latach ’80. Wtedy nikt nas nie pytał o zdanie. Wszyscy dziennikarze przybywali do Bronku jako do Mekki. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że hip hop jako pewien nurt powstawał latami. Nie zrodził się podczas jednej imprezy. To mało prawdopodobne. 
Kool Herc stał się legendą, poprzez działania rapperów z Bronksu. To oni wynieśli go na piedestał. Ciekawym wydaję się także fakt, że od zawsze podkreślano z niezmierną systematycznością, pochodzenie hip hopu jakby się czegoś bano. Całkiem możliwe, że piąty element hip hopu, którym jest wiedza powstał po to, by chronić wersję wydarzeń opisaną przez Zulu Nation. W latach ’70 nikt nie stawiał nam wyzwań, chyba jedyną oficjalną bitwą była ta między Flowersem a Flashem w 1979 roku. Z niezmierną łatwością można manipulować prawdą, kiedy nikt nie szuka jej na wielu płaszczyznach. Wielu z nas zajmowało się w życiu innymi sprawami, żyło normalnym życiem. To kolejny powód dla którego, strony o nas zostały wyrwane z hip hopowych książek. 
Moim głównym celem jako Dj było danie ludziom radości płynącej z muzyki, z każdego jej rodzaju. Moja playlista zmieniała się z roku na rok, z miesiąca na miesiąc. Mobile DJ’s grali sporo nieznanej muzyki, która nie była zbyt często emitowana na falach radiowych. Mógłbym rozsadzić głowę niejednego fana muzyki tymi rzadkimi nagraniami. W czasach mojej młodości mieliśmy świetne Afroamerykańskie (AM) stacje radiowe. WWRL, WBLS. Każdy DJ grał to co było popularne w tych stacjach. Nie funkcjonowało takie pojęcie jak playlista określonej części miasta. Każda dzielnica słuchała tego samego. Tu chodziło po prostu o muzykę. Nigdy nie grałem jednego rodzaju muzyki. Byłem prawdziwym DJ’s. Nie dla Disco, nie dla Hip Hopu. Dobry DJ’s wie jak zblendować każdy rodzaj muzyki, by ludzie dobrze się bawili. Na moich setach ludzie bawili się świetnie !!!
Mieliśmy tyle wspaniałej muzyki. W jakim celu miałem grać tylko jeden gatunek !!?? Jeśli słuchasz gatunku a nie muzyki to znaczy, że tak naprawdę nie czujesz jej. Ograniczasz się. Zastanawiam się, jak z tego powodu dzisiejsze kluby muszą być nudne. Ja nie jestem aż tak stary, po prostu znam dobrą muzykę. Wystarczy posłuchać jak nasza amerykańska muzyka zatrzymała się w miejscu. Nastąpił okres stagnacji. Jeśli bliżej się przyjrzysz, amerykańscy artyści brzmią identycznie !!! Jest także za dużo popu w dzisiejszej muzyce. Za dużo słodkości, za mało Funku i zadziorności!!! Czasy świetności grup wokalnych minęły. Amerykański przemysł muzyczny zabił je wiele lat temu. Harmonia i melodia to nieznane pojęcia w dzisiejszej muzyce. Każdy sądzi, że jest gwiazdą i może sam nagrać całą płytę. 
Ale zostawmy to na moment i powróćmy do moich wspomnień. Mieliśmy nową nazwę naszej ekipy. Przyszedłem do Jeanie i opowiedziałem jej o planach dotyczących naszego występu w The Jimmy's. Była także podekscytowana ale również zaniepokojona faktem, że nie posiadamy sprzętu. W tamtym czasie uczęszczałem do Kingsborough Community College, nie mogłem zatem pracować na cały etat. Mogłem liczyć jedynie na moją dziewczynę. Udzieliła mi pożyczki, niestety nigdy nie oddałem jej tych pieniędzy.
W tamtym czasie moja wiedza o sprzęcie audio-stereo była znikoma. Gdy więc pojawiłem się w sklepie A&S wybrałem te kolumny, które były największe. Jensen z piętnastocalowymi  głośnikami. Okazało się, że na wyposażeniu mają tylko lewą kolumnę. Cóż, musiałem zaspokoić się Rectilinrarem z dwunastocalowymi głośnikami. Byłem szczęśliwy niczym mały skaut. Przewiozłem kolumny do domu Larry'ego na Bushwick Ave. Dee już tam był wraz wielkim wzmacniaczem Fishera i gramofonem Garrard. Ja posiadałem gramofon BSR. Wzmacniacz dawał nam moc 200 watów na każdy kanał. Całkiem nieźle. Sprzęt działał należycie. Odpaliliśmy "You Don't Know How Hard It Is To Make It” nowej kapeli ze stajni Motown, The Devastating Affaair. Bass w tym kawałku był miażdżący. Miałem też Disco-Tex i Sex-O-Letters - "Get Dancing". Larry i Dee byli zaskoczeni. "Co to za kawałek?" pytali. "Moja tajna broń na dzisiejszy wieczór". Byliśmy gotowi do skopania kilku dj'skich tyłków w The Jimmy's. Był to nasz pierwszy występ w klubie. Był rok 1975. 
Po przybyciu na miejsce Larry D zapytał czy potrzebujemy pomocy przy podpięciu sprzętu. Odpowiedzieliśmy, że nie, co było złym posunięcie. Byliśmy drudzy na liście, zaraz po nim. W spokoju czekaliśmy na naszą kolej. Larry D zapowiedział nas, mówiąc, że te młode koty potrafią zrobić dobry jam. Rozpoczął Kool Dee. Sprzęt nie grał dobrze, zniekształcony dźwięk powodował ból w uszach. Jeden z gramofonów poruszał się zaś za wolno! O nie! Co jest nie tak? Byliśmy w szoku. Tłum zaczął szemrać, powoli tracił cierpliwość. Larry D zarządził krótką przerwę techniczną. Jeden z ludzi Larry'ego D pomógł nam sprawdzić podłączenia głośników. Daliśmy sygnał, że wszystko naprawiliśmy. Jednak rezultat był taki sam, dźwięk był okropny. Co poszło nie tak? Poprzedniego dnia wszystko działało dobrze, a teraz w momencie naszej największej szansy, mamy niezrozumiałe problemy. Gdyby nie Larry D stalibyśmy się pośmiewiskiem. Po nitce do kłębka doszedł do wniosku, że mixer został źle podłączony do wzmacniacza. Następnie pomógł nam w kolejnej istotnej sprawie. Ustawienie głośników jest kwestią fundamentalną i może zapewnić lepszą jakość dźwięku. Przed nami była długa droga, sporo nauki. Teraz jednak zależało nam, by wyjść z tej sytuacji obronną ręką. Przemieściliśmy nasz Rectilinear na jeden z głośników Larryego. Dzięki temu zabiegowi, dźwięk niósł się ponad głowami ludzi. Do trzech razy sztuka. Publika nie zniosła by ponownie naszego faulu. Zadziałało! Wciąż słychać było niewielkie buczenie w głośniku, lecz dźwięki były takie same jak poprzedniej nocy. Larry D poinformowali zniecierpliwioną publiczność, że tym razem jesteśmy gotowi. Zapuściłem „Get Dancing” - Disco Tex. Wraz z Dee rozpaliliśmy parkiet do czerwoności. Zmienialiśmy się. Raz miksowałem ja, raz on. Jego oczkiem w głowie był mix „Shaft in Africa” i utwór „Macumba” zespołu Titanic. Ja odpowiedziałem „Bra” - Cymande. Pamiętam jeszcze, że Dee mixował „Love is the Message” – MFSB będący narodowym hymnem imprezowiczów oraz koncertową wersję „Give it Up. Turn it Loose” Jamesa Browna. Gdy zakończyliśmy granie, przy demontażu spostrzegliśmy, że nie mieliśmy uziemionego gramofonu! Larry D dał nam swoją wizytówkę, powiedział, że w razie jakichś problemów, służy pomocą. Harris chłopak mojej siostry, który zorganizował nasz występ, nie był pod wrażeniem. Powiedział, że zagraliśmy scratchy! Nie zdemotywował nas, ważne że Larry D stał za nami. Po imprezie Kool Dee postanowił działać w pojedynkę, nie odpowiadał mu styl muzyki jaki graliśmy. Larry B namawiał go by połączyć różne muzyczne klimaty. Jednak Kool Dee nie chciał iść na kompromis, chciał grać muzykę jaką lubił. Byłem nieco zawiedziony, ale kolejne dni przyniosły nowe, niespodziewane historie. Potrzebowaliśmy mixer. Dzięki Jeannie zdobyliśmy ośmiokanałowy mixer Sony. Wynajęliśmy też kolumny Bose od Canned Music.
Larry D poprzez swoje kontakty umożliwił nam zagranie w słynnym Neil Gwynn, dla jednego z głównym czarnych promotorów  w mieście - Winstona Sandersa. Kolejna świetna okazja by udowodnić ludziom nasze umiejętności. Zajęliśmy dolną salę, na górze grał ktoś nam zupełnie nie znany. Po jakimś czasie od rozpoczęcia Winston poprosił nas o krótką przerwę, mieliśmy przestać grać. Czemu? Co się stało? Okazało się, że Dj grający w sali nad nami, był tak słaby, że jego publiczność zeszła do nas. Przerwa była potrzebna, nie chciano dopuścić do sytuacji, by odczuwalne było uczucie pustki w klubie. Stało się. Zagarnęliśmy ludzi tego Dj'a i przekonaliśmy ich, że marka Fantasia pozostanie w ich pamięci na długi czas. 
W tym czasie widywaliśmy się z Jimmym Greenem, który mieszkał w budynku klubu Larry's. Jimmy miał vana, którego nazywał Moroso. Dołączył do naszej ekipy. Od teraz dysponowaliśmy transportem, który jest nieodłącznym elementem Mobije DJ's. Zdarzało się też, że wspierał nas jako Mc.
Potrzebowaliśmy mixer, nowy gramofon i mocniejszy wzmacniacz. Po raz kolejny poprosiłem o pomoc Jeanie. To był ostatni raz gdy skorzystała z karty kredytowej dla mojego widzimisię. Uważała, że tracę swój czas i kontrolę nad sytuacją. Prawdopodobnie czuła się zaniedbana, stale mówiłem o kolejnych imprezach, nie poświęcałem jej wiele czasu. Ciężko było balansować między miłością do kobiety, a miłością do muzyki. 
Pewnej nocy wraz z Larry'm ujrzałem plakat z nazwą Fantasia. Co to jest!? Nie zapowiadał on nas lecz inną ekipę, która nazwała się tak jak my. Poczuliśmy się zagrożeni. A co jeśli są słabi? Mogą zaszkodzić naszej reputacji. Wybraliśmy się większą grupą do tego klubu, w którym mieli grać ci udawacze. Nie zrobili na nas wrażenia, mieli słaby sprzęt, zbyt basowy. Nie umieli też miksować. Gdy nas ujrzeli, wiedzieli z kim mają do czynienia. Rozpoznali nas. Nie mieliśmy więc wątpliwości, że podprowadzili naszą nazwę z premedytacją. Porozmawialiśmy z nimi, jednak nie chcieli ustąpić i powiedzieli nam, że nazwy nie zmienią. Nie ustąpiliśmy tym komikom. Dosłownie na dniach na mieście pojawił się plakat, na którym w towarzystwie wielkich graczy tamtego okresu, pojawiła się Fantasia. Ta jedyna.
Mowa o kolejnych dwóch występach w Jimmy's. Na najniższym poziomie odbywała się walka pomiędzy Plummerem i  Daggerem. Naszym zadaniem było roztańczenie ludzi w sali znajdującej się na parterze.  Nie wiedzieć czemu, nasz system nie działał ponownie poprawnie. Byłem załamany, usiadłem zrozpaczony. Plummer, który był naszym idolem, nie wyrażał się o nas zbyt mile. Często odwiedzaliśmy miejsca, w których grał. Korzystał też z JBL wysoko tonowych oraz ze wzmacniacza Phase Linear 700B. Patrząc na jego styl miksowania, wiedziałem, że znajduję się na samym początku długiej drogi edukacji. Później dowiedziałem się, że mikser Sony którego używaliśmy, poprawnie działa jedynie z elektrycznym adapterem. Nadawał lepsze brzmienie wokalom. Był to czas trwania Chitlin Circuit. Kolejna znakomita okazja do szybkiego zarobku i zakupienia niezbędnego nam sprzętu. Graliśmy w barach na Bushwick Ave., na block parties i na domówkach. Jednak prawdziwa kasa była tam, gdzie sprzedawano alkohol. Po raz kolejny postanowiliśmy zagrać na Gowanus Project. Moja siostra i tym razem pomogła nam zebrać pieniądze na bramce. Nawet Kool Dee nas odwiedził. Niektórzy z mieszkańców próbowali nam przeszkodzić, zepsuć imprezę. Nie po raz pierwszy. Robiliśmy swoje, ludzie bawili się doskonale.



Szczęście mieszało się pechem, wzloty z upadkami. Niczym sportowiec, obierałem cel i go osiągałem. Bez dopingu, czysto i z zachowaniem szacunku dla innych. Wszystkiego nie udało mi się jednak przewidzieć. Jeanie zaczęła być zbyt zmęczona moimi fanaberiami. Powiedziała mi, że poświęcam więcej czasu na realizowanie swojej pasji niż na byciu z nią. Nie troszczyłem się o nią tak jak powinien to robić facet. Wzgardziła mną, była zraniona. Nie wiem co było gorsze, ustawiczna walka by nasza ekipa stała się znana czy wzgardzenie przez dziewczynę, którą się kocha.
Tag App Super Hogga.

Krąg naszych znajomych się powiększał. Niejaki App Super Hogg (jego taggi widniały na wielu nowojorskich pociągach), także zapragnął grać imprezy. Jak wielu uczył się samemu konstruować głośniki. Byłem pod jego ogromnym wrażeniem. Wiele mnie nauczył o mikserach i głośnikach.
Powróćmy do wątku graffiti. App Super Hog (tagował także jako Lil App) był członkiem legendarnej ekipy writerów The Last Survivors, w której przez krótki czas udzielał się również legendarny współzałożyciel Ex-Vandal – Lazar. Skrót jego pseudonimu to App – od jabłka i Super Hogg określający super szybkie motocykle. Z ludźmi takiego pokroju trzymałem. Według słów Reggiego z legendarnego Disco Twins, App mieszkał na Nassau Street i często nosił na głowie kaszkiet. Reggie i Robert czyli Disco Twins często chodzili na wagary, by odwiedzić sklep Harvey's Sound, w którym pracował App. To tam po raz pierwszy zobaczyli na własne oczy dwa gramofony. Niedaleko zresztą znajdowała się Satelite Academy, w której App demonstrował swój pokaźny soundsystem. Powiem więcej o App’ie. Już jako DJ stał się nauczycielem i wzorem dla legendy ulicznego tańca – King Uprocka z legendarnej grupy Dynasty Rockers !!! W takim czasach przyszło nam żyć, jedna osoba wywierała wpływ na wielu płaszczyznach. W latach ’80 wraz z Larrym B założył biznes, przemalowywał vany. Ich firma nazywała się The Van Knights. Prawdopodobnie  ich mała fabryka mieściła się w East New York na Brooklynie,  gdzie App miał swój garaż. Ja powróciłem do Skyliners, nie miałem więc za wielu okazji by się z nim spotkać. Zmarł pod koniec lat ’80 na zapalenie płuc. Był naprawdę dobrym elektrykiem. App of Electrifield Sounds niezaprzeczalnie zapisał się na mapie nowojorskiej sceny Dj'ingu. Posiadał gitarowe kolumny z 6'8' calowymi głośnikami. Chyba kupił je od Flowersa. Pozwolił mi je sprawdzić na jednym z block party. Były bardzo głośne. Pamiętam, że policja przyjechała i kazała mi wyłączyć sprzęt. Akurat miksowałem "Trouble Maker" Roberty Kelly. 


App Electrifield Sounds.

Bronx miał B-Boying, my na Brooklynie mieliśmy Free Style Dance. Free Style przypominał break-dance w jego pierwotnej formie, czyli bez wszystkich elementów w parterze. Tancerze uwielbiali nagrania "It’s Just Biegun" Jimmy’ego Castora. Swego czasu mieliśmy u siebie grupę tancerzy Manhattan Three. Inną rozpoznawalną grupą taneczną z Brooklynu była City Steppers, która towarzyszyła Flowerowi i Plummerowi między rokiem 1973 a 1975. Nie tańczyli określonego stylu tańca, mogłeś zauważyć w ich wyczynach elementy bboyingu i up rockingu. City Steppers składała się z Flame, Michael, Dungie i Doc’a. Nie byli oni jakąś oficjalna grupą Plummera, nie wiem jak było z Flowerem, ale wiem, że City Steppers mocno trzymali z Sedley’em B, który był Mc w ekipie Appa. Pojawiali się więc nagle i prosili o pozwolenie na występ. Ich taniec nie przypominał wyczynów ludzi z Bronxu, ale ewidentnie odzwierciedlał tamte czasy – narodziny hip hopu. Każdy uczestnik imprezy z niecierpliwością oczekiwał break'owych partii utworu, były one najbardziej taneczne. Każdy z nich najlepsze taneczne ruchy pozostawiał na tą właśnie okazję - nie było łatwo tańczyć do mocnych bębnów! Gdy pojawiał się break, tłum dosłownie krzyczał z zachwytu. Jako Dj, musiałeś wiedzieć jak doprowadzić publiczność do takiej ekstazy. Na moich imprezach nie tańczono jedynie hustle dance czy innych styli, pojawiali się także b-boys, o ile dobrze pamiętam, już w 1975 roku. Graliśmy "Give It Up. Turn It Loose" - koncertową wersję klasyka Jamesa Browna już w 1974 roku. W The Promotor Manor na parkiecie pojawili się wymiatacze breaka i hustle. Musiałem wybrać taką muzykę, by zadowolić obydwie grupy.
Wielkanoc roku 1976. Ponownie odwiedziliśmy South Bronx. Otrzymaliśmy zaproszenie od Kool Dee, który organizował block party i chciał nam zaprezentować swój nowy sprzęt marki GLI. Zapakowany sprzętem po brzegi Chevy Moroso wyruszył w podróż. Ja, Jimmy G, Larry B i Alan. Zmierzaliśmy do Savoy Manor Ballroom, sąsiedztwa w którym mieszkał Kool Dee. Block party rozpoczęło się około godziny 13:00. Każdy z nas miksował muzykę po 45 minut. Było tam naprawdę sporo ludzi. Sound system Kool Dee składał się wyłącznie ze sprzętu marki GLI, głośniki nie grały aż tak mocno jak nasze. Był zdumiony gdy zobaczył co przywieźliśmy ze sobą - kolumny Allen Boss na statywach. Wynajmowaliśmy je od Allana Adamsa (Canney Music), który parokrotnie towarzysz nam podczas naszych występów, w obawie przed zniszczeniem. Wypożyczaliśmy te głośniki jedynie cztery razy, Larry B uważał, że Alan nie jest uczciwy i płacimy za duże pieniądze za wynajem. Za jedną noc życzył sobie $50/60. Swój miks zacząłem od utworu "Jam" - Larry'ego Grahama. Ludzie zaczęli tańczyć break dance. Poczułem ich, nie zamierzałem zwalniać tempa. Moje głośniki grały jak petarda. Około godziny 17:00 gdy zaczęło się powoli zaciemniać nagle ktoś odłączył zasilanie. Zapadła cisza. Działo się tak za każdym razem, gdy chciałem ponownie zacząć grać. Wspólnie ustaliliśmy, że to najwyższy czas by opuścić to miejsce, zanim stanie się komuś krzywda. Pamiętam, że gdy wychodziliśmy Dee miksował akurat "Gimme Some" Jimmy'ego Bo'Hornea. To była nasza ostatnia wizyta na Południowym Bronksie. Nie pamiętam abym widział jakiekolwiek emblematy UZN, pewnie ich medaliony pojawiły się dopiero w latach ’80. South Bronx był bardzo zdewastowanym miejscem. Wyglądał jak Hiroshima po wybuchy bomby atomowej. Piszę to bez żadnej przesady. Z tego powodu nikt z pozostałych czterech dzielnic nie podróżował tam. Jazda metrem z Brooklynu do Bronku trwała półtorej godziny, z powodu częstych opóźnień mogła zająć nawet dwie godziny. To co zauważyłem na block party to ludzie ghetta. Tylko kilka mieszkań w całym bloku było w miarę przyzwoitym stanie.
Gdy jesteś Mobile Dj masz dużo na głowie. Przykładowo potrzebujesz pomocy przy wnoszeniu sprzętu. Pierwszą taką ekipę musieliśmy zwolnić, okradali kluby, w których graliśmy a to nie przynosiło nam dobrej reputacji. Odwiedzaliśmy najbardziej liczące się kluby i przekonywaliśmy ich promotorów, że warto byśmy w nich grali. Niczym szukający pracy składaliśmy swoje CV wszędzie tam, gdzie warto było pracować.  Zdarzało się, że graliśmy za darmo. To taka forma promocji by ludzie poznali nasz styl, by zobaczyli, że mamy dobry sprzęt. 
Zaproponowano nam zagranie imprezy  na Church Avenue w miejscu zwanym The Seville. Promotor Fast Eddie nie płacił za wiele, ale to dobra okazja by się pokazać. Jedynym problemem był ten nieszczęsny Dynaco 400. Powodował pykanie w głośnikach. Fast Eddie oznajmił nam, że nie zapłaci za żadne, jak to określił "poppity-pop". Byliśmy mocno zakłopotani. 
Nie pisałem o tym wcześniej. Rok 1976 to moment szczytowy w naszej karierze. Graliśmy wiele imprez z inną legendarną grupą z Brooklynu - Disco Stompers. Ponownie graliśmy też w The Jimmy's. Graliśmy tam gdy Plummer walczył z Daggerem. Mieliśmy zapełniony cały parkiet. To był dobry wieczór. Puszczaliśmy sztosy i nawet Kool Dee wpadł z nami zagrać. Jedynym minusem było, jak powiedział Promotor Harris - zbyt długie podłączanie sprzętu. Kurczę! Tego typa naprawdę ciężko było zadowolić. 
Używałem sześciokanałowego miksera Sony i wciąż nie miałem odsłuchu. Musiałem studiować każdy utwór, by wiedzieć w którym momencie kończy się bit. Mieliśmy dobry bass i średnie tony. 
Hello Cervin Vega!!! Wraz z początkiem 1977 roku nabyliśmy nasz pierwszy 18" subwoofer Cervin Vega. Miał około 300-stu watów mocy! Umieściliśmy go na przodzie w jednym z naszych kabin z gitarowymi głośnikami. Graliśmy kilka imprez na Manhattanie w jednej z tych wielkich sal. Wtedy "Ten Percent" Double Exposure było wielkim hitem. Umieściliśmy nasze basy Cervin Vega na końcu sali. Kool Dee przybył by sprawdzić jak nam pójdzie. 
Rok 1977. Black Out i czas wielkiej obawy przed Synem Sama. Pamiętam dobrze ten okres. Gdy zgasły wszystkie światła, znajdowałem się w domu mojej dziewczyny. Na ulicach zapanowała mentalność tłumu. Wkradano się do sklepów, w szczególności tych ze sprzętem RTV i AGD. Podobnie rzeczy miały miejsce w moim sąsiedztwie. Słyszałem, że wielu Dj z Bronxu w podobny sposób zdobyła profesjonalny sprzęt do miksowania.
Action Jackson był z nami, aż do rozpadu, czyli do roku 1980. Został naszym akustykiem, człowiekiem od nagłośnienia. Wyniósł nasz sound system na wyższy poziom. Dzięki niemu nabrał mocy, czystości barwy dźwięku i głośności. Mieliśmy mocny bass, wspaniałe średnie tony i znakomite wysokie. Dzięki niemu zyskaliśmy: trzy basowe kabiny z ‘’18-calowymi głośnikami Cerwin Vega. Dwa duże bassowe głośniki z dwoma ‘’15-calowymi głośnikami Gauss w każdej kabinie. Kabiny posiadały specjalne drzwi, które ochraniały dźwięk. Dwie duże kabiny głośnikowe ‘Voice of the Theater’ z dwoma ‘’12-calowymi głośnikami w każdej kabinie. Dwie małe średniotonowe kabiny (‘’12). Dwa 90-stopniowe promieniowe plastykowe rogi. Dwa 90-stopniowe promieniowe metalowe rogi. To wszystko było zasilane przez Phase Linear 700b, BGW 700W, Dynaco 400W oraz mniejsze wzmacniacze Fishera i Crown’a. Nasz pierwszy występ z tym sprzętem odbył się podczas trwania Memorial Day. Było to Block party na Fenimore St na Flatbush Ave. Nazwałem ten sprzęt Formation A. Przedstawia go poniższe zdjęcie.



14 sierpnia 1976 roku w Manhattan Center zapowiadał się niezwykle. Pojawiliśmy się w towarzystwie takich sław jak: Smith Brothers, Nusound, Ken Gil, Dagger, Plummer, Maboya, Al Green, Soul Brothers, Quadra Brothers, Jackson, Sagittarius Movement, Ocean. Naszym zadaniem była czysta i nieskazitelna gra. W końcu mieliśmy pomoc specjalistów w tym zakresie, prawdziwych wirtuozów akustyki - App'a i Sydneya z Electrifield Sound. Nie pamiętam czy wszyscy zapowiedziani goście się pojawili, każdy z przybyłych grał około godziny. Naprzeciwko sceny teatru mieściło się sześć balkonów, po trzy w dwóch kondygnacjach. Ustawiliśmy głośniki na przedzie balkonu i podłączyliśmy resztę sprzętu na pierwszym od lewej, na pierwszej kondygnacji i czekaliśmy na swoją kolej. Wnętrze tej sali robiło spore wrażenie swoimi rozmiarami. Głośniki były ustawione w stronę publiczności, ja sam jak na dłoni widziałem ludzi. Idealne miejsce dla DJ. Nie graliśmy pierwsi. To dobrze, najtrudniejsze zadanie spoczywa zawsze na Dj, który musi grać pierwszy. My znajdowaliśmy się na środku listy, więc zadanie mieliśmy ułatwione. Pozostało tylko robić swoje bez martwienia się o warunki. Graliśmy około godziny. Pamiętam, że rozpocząłem intrem z „If There's a Hell Bellow, We're all Gonna Go" Curtisa Mayfielda. 
Często na naszych plakatach mogłeś zobaczyć napis: „No sneakers”. Dzisiaj jest podobnie, są kluby, do których nie wejdziesz w odpowiednim stroju.  W czasach mojej młodości, nie mogłeś wejść do klubu w butach sportowych. Promotorzy nie chcieli po prostu żadnej gówniarzerni. Musiałeś mieć szyk, wyglądać dobrze a także czuć się komfortowo podczas tańca. Jednak z nastaniem roku 1980, podobne zabiegi miały miejsce podczas hip hopowym imprez, także tych na Bronksie.
Wszyscy w skupieniu wysłuchaliśmy set Action Jacksona, w którym gościnnie pojawił się Kool Dee. Jackson miał basowe kabiny z projektorami dźwięku. Wyglądały jak skrzydła nietoperza. Każda z nich posiadała dwa 15" - calowe basowe głośniki Gauss. Były tak silne, że poruszały całą kolumną. Tony średnie i niskie brzmiały świetnie. Jednak to kabiny Gauss odgrywały główną rolę w jego systemie. Później trafiły do nas. Ostatni występ należał do DJ z Queens lub z Manhattanu o imieniu Ocean. Miał potężnie wyglądający system, który rozstawił na głównej scenie teatru. Pamiętam jak miksował utwór Venus -Madison 76. Na basowych kolumnach Cervin Vega, jego set wypadł nadzwyczaj imponująco.  
Cała impreza odniosła ogromny sukces. Mimo, że nie posiadaliśmy tak potężnych głośników jak Kool Dee czy Ocean, to podczas naszego setu, tłum bawił się doskonale. Potem Kool Dee zapoznał nas. Larry i Jimmy rozmawiali z nim o ważnej dla nas kwestii - zbudowaniu nowych głośników. Podał nam swój numer telefonu. To był udany dzień. Nasz występ był dobry, poznaliśmy odpowiednią osobę, która pomoże nam w ulepszeniu brzmienia.  Pewnego niedzielnego poranka wraz z Larrym pojechaliśmy do Jacksona. Mieszkał we Flatbush z żoną Marylin i dziećmi Frankiem i Juniorem. Pracował dla firmy telekomunikacyjnej. Opowiadał nam o kulisach profesji Mobile Dj. Byłem zafascynowany historiami o Plummerze. Nie pamiętam już jaki był koszt kabin, ale doszliśmy do porozumienia.  Zapłaciliśmy z pieniędzy zebranych na naszych imprezach. 
Jimmy, Larry i ja byliśmy uradowani, że mamy kompletne kolumny. Wymyśliłem, że na namaluję na nich srebrną strzałkę. Mówiliśmy na nie "Silver Streak", inspirując się filmem z Richardem Pryorem i Gene'm Wilderem. Później Jackson pożyczył nam  kabinę, z której w przeszłości korzystał Plummer, który to się przeszedł na emeryturę. Byłem smutny, że już nigdy nie zobaczę go w akcji i jednocześnie dumny, że podążam jego ścieżkami. Nazwaliśmy ją Green Smile. Umieściliśmy 18"  Cerwin Vega w nich a w Silver Streak woofer Road 18".  Jackson zapytał nas czym zamierzamy wzmocnić nasz system. Powiedziałem, że mamy Dynaco 400. Zaproponował nam pożyczenie swojego Phase Linear 800 B. Larry zatrzymał Silver Streak u siebie w Bushwick a ja Green Smile w domu mojej matki na Sterling Place w Crown Height. Tam też sprawdziliśmy jak grają. Moja mama niemal się przewróciła, bas zaczął poruszać przedmiotami w pokoju gościnnym. Mając ten sprzęt Fantasia była w pełni sił. Chcieliśmy jednak wypróbować je podczas lokalnego występu, zanim stoczymy walkę z Mike&Mike w New World Club w Flashbush Avenue. 
Jednej rzeczy nauczyłem się o Phase Linera 700 B. Wszystkie były takie same. Albo grały bardzo dobrze, albo były z nimi problemy lub wypalały się tranzystory. To właśnie przydarzyło się Phase Linear, pożyczonym od Jacksona. 
Latem 1976 roku graliśmy w Knickerbocker Park w Bushwick, to tam Original Rubber Band i Apacze zapoczątkowali Up-Rocking. Było wspaniale. Podłączyliśmy prąd z latarni i pokazaliśmy nasz styl. To nie była bitwa, grała tam tylko Fantasta. Pamiętam, że grałem “High Life” i “Broadway Star” wspaniałej grupy Barnabas. Wielu tańczyło Uprocking. Klimat był znakomity, żadnych spluw czy bijatyk, tylko dobra muzyka i taniec. O dziwo, policja nie pojawiła się. Musieliśmy jednak przerwać, z powodu sporej dawki wieczornego deszczu. Spakowałem wszystko do skrzyń, wzmacniacz Phase Linear 700 B również. Gdy mieliśmy się już zbierać, zauważyliśmy, że skrzynia ze wzmacniaczem zniknęła. Co jest grane? Ktoś z mojej ekipy powiedział, że widział prawdopodobnie Appa, biegnącego wzdłuż bloków. Nie chciałem uwierzyć, że mój człowiek zrobiłby coś takiego i nigdy nie uwierzyłem. W roku 1979 zauważyliśmy, że App ma taki sam wzmacniacz. To znaczy tej samej marki, nie mogłem być pewny, czy posiadał ten sam, który nam skradziono. Po tym wydarzeniu, był to nasz ostatni jam w Bushwick. 
Dzięki nowym kolumnom basowym, dawaliśmy o wiele więcej występów. Gdy nie graliśmy w klubach, zabieraliśmy nasz sprzęt do lokalnych parków. Moją specjalnością był hardcore funk, R&B, taneczny rock, Disco. Nie! Nie byłem zapatrzony w to Europejskie Disco (Euro-Disco), które zaczęło zdobywać popularność dzięki takim producentom jak Giorgio Moroder, Cerrone, Don Ray, Patrick Adams. Mam na myśli nagrania z monotonną perkusją w tempie 4/4. Niektórzy z tych producentów wyprodukowali dobrze zaaranżowane hity. Jednak nie ulega wątpliwości, że było to zwykłe obciachowe Disco, z którym nigdy nie miałem nic wspólnego. Europejskie Disco stało się popularne około roku 1977. Stało się dominującym stylem muzycznym właśnie dzięki filmowi "Saturday Night Fever" i "Thanks God! It's Friday". Głównymi promotorami tej muzyki byli Giorgio Morodor, Cerrone oraz Don Ray.  Z pewnością amerykańscy wykonawcy byli zmuszani do nagrywania muzyki w takiej stylistyce z prostego powodu - ponieważ się sprzedawała. Po kilkunastu latach podobna sytuacja opanowała muzykę rap. Mam na myśli promowanie gangsta rapu i opartego na podstawie tej muzyki wizerunku Afroamerykanów. W taki właśnie sposób źle kojarzący się wyraz, przywarł do wielu znakomitych zespołów. Określiłbyś Trammps'ów muzyką Disco? Dla mnie to hardcore R&B. Nagrali singiel "Disco Inferno" i tak już zostało. 
Słowo disco zyskało złą, wręcz obciachową renomę. Co się dziwić zresztą, w późniejszych latach przybrało właśnie taką formę. Jednak warto zaznaczyć, że podobnie jest z hip hopem. Masz ultra ciekawych artystów pokroju Public Enemy. Są też mizerni raperzy, którzy nie wprowadzają nic odkrywczego w swojej muzyce, korzystając jedynie z oferowanych im akurat w danym momencie trendów. Taki Rick Ross. Porównasz go z Public Enemy? Jasne, że nie, ale to i to nazwiesz hip hopem. Podobnie było z nami. Szkoda, że ta różnica nie jest aż tak uwydatniona. Samo słowo disco pochodzi z francuskiego wyrazu "discoteque" i oznaczało kluby, miejsca w których Dj's grali muzykę. Nie zdziwi Was fakt zatem, że gro "prawdziwych" hip hopowych pionierów miało w nazwach swoich ekip właśnie ten przedrostek. Czysty fakt z historii muzyki i znakomita peunta, dla tych, którzy twierdzą, że Bronx nie miał nic wspólnego z Disco. Disco King Mario. Niech spoczywa w pokoju! Jeden z pierwszych, współzałożyciel The Orginal Black Spades. To on rozkręcał jedne z pierwszych hip hopowych imprez. Na długo przed "Świętą Trójcą": Flashem, Bambaatą i Herciem. 
Może dzisiaj się już to zmieniło, ale pamiętam, że swego czasu ludzie mówili, że hip hop "wynalazł" wiele elementów. Prawda jest taka, że połączył je w całość, jednak nie wytworzył nic nowego poza breakami. Jednym z takich elementów były walki. The Battles. Już jazzmani prowadzili je w latach 30-tych. Na Brooklynie pierwsze walki Dj-ów rozpoczęły się w roku 1973 lub 1974 i z pewnością różniły się od walk na Bronxie. Coś jednak nas też łączyło. Bitwę wygrywał ten, kto lepiej roztańczył ludzi. Zasada prosta i niezmienna - lepiej zagrałeś, wygrałeś. Jurorem była oczywiście publiczność. Pierwszą bitwę w której uczestniczyłem miała miejsce w Hotelu Diplomat. Obecni byli tam: Pete DJ Jones, Flowers, Dagger, The Smith Bros. Na naszych imprezach miały miejsce też walki grup tanecznych. 
W 1977 roku spotkał mnie wielki honor. Fantasta Sound stanęła naprzeciwko Grandmastera Flowersa, by stoczyć bitwę. Wszystko dzięki Victorowi, który zaangażował nas. Sami nigdy nie posiadaliśmy menadżera, czy kogoś kto zajmowałby się tego typu sprawami. Bitwa odbyła się na Staten Island. Atmosfera była przyjazna. Nie zamierzałem zawstydzać Flowersa moją grą. Jednakże muszę przyznać, że poszło nam całkiem nieźle. Ludzie bawili się doskonale. Graliśmy od 22:00 do czwartej rano. Następnym razem mieliśmy okazję zagrać z Flowerem w Club Bopi. Razem z nami były jeszcze trzy inne grupy. Jednak to nasza główna walka odbyła się rok później, ponownie na Staten Island. 
Zaczęliśmy informować związanych z nami wcześniej promotorów, że posiadamy inne brzmienie. Winston Sanders zaprosił nas byśmy ponownie zagrali w Neil Gwynn. Gościliśmy u niego wiele razy. W tamtym czasie wypełnialiśmy parkiety po brzegi. Człowieku!  Cervin Vega umieszczone w Green Smile bębniły na maxa. Miksowałem Garyego Glittersa. Kool Dee grał z nami tamtej nocy. Przyniósł ze sobą dwie kopie "I makes You Blinf" Glittersa. Tłum był zachwycony. Larry B ze swoimi rymami był u szczytu formy. Mieliśmy też Echo Chamber. Larry B umiejętnie opanował jego obsługę. 


Larry B z mikrofonem
Zbliżały się cieplejsze miesiące. Zaczęliśmy za darmo grywać w parkach. Jeżeli zamierzasz to robić, musisz przedtem zadać sobie kilka pytań:
1. Czy znasz ludzi z sąsiedztwa?
2. Jak bezpiecznie się czujesz w rejonie, w którym grasz?
3. Skąd pobierasz prąd?
4. Podejmij środki ostrożności przed ewentualną kradzieżą. Zawsze mniej przy sobie kogoś, kto zapewni Ci ochronę. Ktoś kogo znasz dobrze.
5. Musisz potrafić odmawiać ludziom, którzy traktują Ciebie jak osobisty odtwarzacz.
Jednej rzeczy nie znosiłem, bycie nękanym podczas miksowania muzyki lub gdy akurat szukałem kolejnego nagrania. Nie miało znaczenia jak piękną dziewczyną ona była. Nie chciałem by mi przeszkadzano. Słodko mnie pytały: "Przepraszam, Fantasia. Czy moglibyście zagrać to i to ?". Zwykle się zgadzałem i wtedy odchodziły. Ale były też takie kobiety, które były natarczywe i nękały mnie o zagranie ich ulubionych piosenek. Zdarzało się też, że te dziewczyny podchodziły i słodkim wzrokiem wpatrywały się we mnie. Zazwyczaj więc grałem ich kawałki o ile nie były słabe. Gorsi byli kolesie: "Yo Chips, Yo my Man, Yo Fantasia. Wiem, że jesteś zajęty, ale czy mógłbyś zagrać to i to?". Czasami kręcili mi lolka za zagranie ich ulubionego kawałka lub kupowali mi Henekena. 
Członkowie mojej ekipy drażnili mnie również. Stali zbyt blisko mnie, gdy grałem. Lub chcieli wiedzieć kiedy zagram jakiś hit by móc wyrwać z tłumu fajną dziewczynę. Albo przyprowadzali dziewczyny, tam gdzie grałem. One były pod ogromnym wrażeniem. Jeśli byłeś lub znałeś DJ'a posiadałeś status celebryty. Poznałem wiele dziewczyn podczas mojej kariery. 
Jackson zaczął odwiedzać niektóre nasze występy. Umiał rozpoznać czego dokładnie brakuje naszemu sound systemowi. Na jednej z imprez w New Word (graliśmy tam na pożyczonym od Jacksona wzmacniaczu Phase Linear), zauważył, że nasze piezos tweeters grają dobrze, ale nie doskonale tak jak JBL. Na następnej imprezie mieliśmy już JBL oraz kilka innych nowinek. Green Smile stał sie mizerny w obliczu sprzętu, jaki mieliśmy zdobyć. 
Super Star Cafeteria była ogromną restauracją w centrum Manhattanu w okolicy 40th ulicy. Byłem tam raz gdy Flowers i Soul Brothers tam grali. To w roku 1975, w Sali w której grał Flowers usłyszałem niesamowity break "I Like What I Like" kanadyjskiego zespołu Everyday People. Mieli tam dwie ogromne sale. Powiedzieliśmy Jacksonowi, że mamy zaplanowany występ dla Winstona Sandersa. Jackson poradził nam byśmy zabrali ze sobą - torture box. Miał na myśli kabinę basową Gaussa, która mocą mogła poruszyć mury Manhattan Center. W domu zaprojektowałem baner z naszą nazwą z czcionką z kolorze niebieskim. 

Byliśmy na jednym plakacie razem z Soul Brothers. Poszczęściło się nam i trafiła nam się pierwsza sala przy wejściu. Soul Brothers zajęli tylną salę, w której kiedyś grał Flowers. Umieściliśmy nasz torture box na kabinie Silver Streak. Mieliśmy także Altec Lansing, dwa małe głośniki do wokali 10" oraz JBL. Jackson znał Winstona Sandersa, co zapewniło nam większy kredyt zaufania u tego promotora. Później tej nocy poznaliśmy Normana aka Black Arrow DJ Sound.
Wraz z Larrym poszedłem odebrać nasze nowe zamówienie. Mianowicie nowy pięciocalowy głośnik. Jackson zaprezentował nam też nowe rozwiązanie – kabina głośnikowa była wykonana z pleksy. Nie tylko wyglądała znakomicie ale polepszyła jakość dźwięku. Głosy w nagraniach brzmiały czysto i przejrzyście. Mieliśmy dwie kabiny, w każdej aż po osiem głośników, każdy z nich o mocy 20 wattów. Nikt nie posiadał wtedy kolumn wykonanych z pleksy, nie wiem czy nawet Flowers takie miał. To była nowość i nowy level w audiofilskim świecie Mobile Dj, posiadając je nabraliśmy jakby tajemniczości. Jackson powiedział nam, że zostały one wykonane na zamówienie w Canal ST. Nowy sprzęt spowodował znów częstsze występy. Gościliśmy w The President Chateau.
W 1979 grałem w jednym klubie wraz z DJ Hollywoodem i Eddie Cheeba. Ci dwaj goście wynieśli na szczyty możliwość sztukę Mc’ingu. Kolejnym pionierem rapu była znakomita radiowa osobowość  Frank Crocker.  Słuchaliśmy go w czarnym radio WBLS. Nigdy nie rozmawiałem z nim osobiście, jednak widziałem go podczas jednej imprezy, na której pojawił się jako gość specjalny. W klubie The Down Beat na Manhattanie graliśmy w jednym czasie wraz z Kool Dee i Love Bug Starskim. Niestety każdy z nas grał w oddzielnej sali, nie widzieliśmy się więc. 
Po rozpadzie Fantazji jeszcze przez krótki okres parałem się Djką. Grywałem między innymi w Wall Club na Bronksie. Ale nie trwało to długo. W 1981 roku powróciłem do mojej życiowej misji, jaką jest gra na perkusji. Jako senior  zająłem zaszczytne miejsce w korpusie NY Skyliners Drum & Bugle. Grywałem także od czasu do czasu na dymówkach. Zapraszano mnie także do klubów. Mój ostatni występ miał miejsce w roku 1995 na przyjęciu urodzinowym Dj Big Boba w Empire Roller Dome. 

W latach 80-tych wiele się zmieniło. Hip hop rozlał się na cały kraj, kontynent a całkiem szybko przedostał się do Europy i Azji. Roja Dj jako głównego promotora muzyki i niezbędnego elementu, powoli ale stopniowo malała. Wtedy każdy rapował, każdy poczuł, że może stać się sławny i zarabiać na muzyce. Czy czuję się zapomniany? Niedoceniony? Wszystko co robiłem wiązało się z muzyczną pasją. Mimo, że zależało mi na pieniądzach, nie były żadnym motywatorem a jedynie dodatkiem. Zapłatą za mój upór i czas. Osiągnięć i wspomnień nie odbierze mi nikt, a życie toczy się dalej. 



Jako jedyny Mobile DJ zarchiwizowałem lata swojej działalności. Setki zdjęć, plakaty, karty biznesowe, stare artykuły. Cała ta wiedza wspiera dzisiaj reżyserów dokumentów, także tych hip hopowych. Zachował mi się jeden mój mixtape z roku 1978, nie należy do udanych, byłem wtedy lekko podpity. Na mikrofonie udziela się jak zwykle Larry B, kuzyn Kool Dee.

W roku 1980 na świat przyszła córka Kool DJ Dee, który porzucił miksowanie muzyki na rzecz ojcostwa na pełen etat. Sam nie miał ojca i wychowywał się w ekstremalnie niebezpiecznych warunkach. Zapragnął zapewnić swoim dzieciom, córce i synowi, który urodził się później jak najlepsze warunki do rozwoju, których sam nigdy nie posiadał. Dzieci skończyły najlepsze szkoły, wyszły jak to się mówi na ludzi. Sam Kool Dee starał się omijać kłopoty i przez dwie dekady, służył wzorem swoim dzieciom. W roku 2014 po ponad trzydziestu lat bierności w muzyce, powrócił do Djki. Z powodzeniem gra imprezy. Także od kilku lat o jego osobie robi się coraz głośniej. Sam stara się o należne mu miejsce w Muzeum Hip Hopu mieszczącym się na Bronksie. W roku 2013 po ponad trzech dekadach doszło do naszego pierwszego spotkania, wspólnie zjedliśmy lunch i powróciliśmy do czasów, gdy nikomu nie znane było słowo hip hop a DJ był numerem 1 ...



Od Autora:

Jest to zapis mojej sześcioletniej pracy nad opisaniem historii DJa Chipsa. W trakcie tego czasu moja wiedza o hip hopie uległa przebiegunowaniu. Jednocześnie w samym USA grono pasjonatów zaczęła drążyć temat na tyle głęboko, że odkryło wiele nie znanych nam wcześniej faktów, demaskując tym samym informację rozpowszechniane przez Krs One'a i niektóre osoby z UZN. Kool DJ Dee, z którym jako pierwsza osoba na świecie przeprowadziłem obszerny wywiad, po kilkudziesięciu latach "nieobecności" powrócił do tematyki ścisłych korzeni kultury hip hop, zajmując należne mu miejsce.