Rap, wraz z graffiti i breakdance'em jest elementem subkultury nazwanej "hip hop" powstałej w połowie lat 70. w najuboższych czarnych dzielnicach Nowego Jorku. Wszystko zaczęło się od tzw. "projects", czyli w osiedlach budynków komunalnych zamieszkiwanych przez kolorową biedotę (osiedlach do złudzenia przypominających polskie budownictwo mieszkaniowe - bloki), od potańcówek na świeżym powietrzu urządzanych przez młode pokolenie DJ-ów.
Legendy mówią o tym, że prąd elektryczny potrzebny do zasilania aparatury nagłaśniającej czerpano wprost z latarń (tj. w "Beat Street" - przyp. Kool Mike). Najmłodsi a zarazem najbardziej eksperymentujący DJ-e grali do tańca na "nielegalnych" prywatkach, urządzanych w opuszczonych zniszczonych budynkach. DJ grał z płyt winylowych, z miksowania których zrodziły się podwaliny gatunku muzycznego znanego dziś jako hip hop lub rap.
Rap przechodził rozmaite koleje. Nasycony wszelkimi odłamami czarnej muzyki, a przede wszystkim jamajskim reggae, soulem, czarnym disco, jazzem czy funkiem, był kolejno: muzyką taneczną, głosem buntu, relacją z przestępczych porachunków, nawoływaniem do przemian społecznych, rozpolitykowaną trybuną radykalnych nacjonalistów, czystą retoryką lub wszystkim po trochu. Od samego początku rap nierozerwalnie jest związany z historią czarnych Amerykanów. Nie sposób więc przypatrywać się twórczości jego przedstawicieli bez znajomości, choćby pobieżnej, realiów ich codziennej egzystencji. Rap nazywany był "CNN czarnych Amerykanów" - po części dlatego, że mając ambicje do relacjonowania rzeczywistości w maksymalnie realistyczny sposób, faktycznie nabierał cech dokumentalnych, a z drugiej strony będąc kontynuacją tradycji mówionego sposobu przekazu informacji, nawiązywał do afrykańskich korzeni swoich twórców. Biorąc zaś pod uwagę wcale niemały procent analfabetów wśród najuboższych mieszkańców czarnych gett wielkich amerykańskich miast, siła oddziaływania na nich przez telewizje wydaje się oczywista.
W czasie ponad 20 lat od swego powstania hip hop zdołał rozprzestrzenić się na cały świat i nie tylko. Wiele razy wędrował jako fale radiowe w przestrzeń po za naszą planetę...
Popularny jest wśród młodych bez względu na ich kolor skóry w Japonii, we Francji, w Niemczech, w Afryce, w Polsce. Nadal jednak wyraźnie chętniej trzyma się miejsca swoich narodzin - ulicy, niż szerokich wód show-biznesu.
Hip Hop jest bowiem wytworem ulicy, kulturą ludzi prostych, niezamożnych, znających najciemniejsze strony życia. Jest w nim agresja, jest kilkaset lat niewolnictwa, jest duma, rasizm w obie strony, domorosła socjologia, jest wreszcie zwyczajne świntuszenie i zaduma nad ludzkim żywotem.
Nie mniej niż muzyka, ważne w rapie są słowa. Ułożone według rytmów i rymów, niosą treść i przy okazji, w swych najdoskonalszych przejawach, bywają niezwykle zawiłymi formami poetyckimi. Ta skomplikowana wbrew pozorom sztuka nie jest niczym niezwykłym w tradycji czarnego języka. Wywodzi się ona, jak dowodzą afroamerykańscy językoznawcy, z pozostałości językowych po afrykańskich korzeniach dzisiejszych potomków murzyńskich niewolników. Rymowanie nie jest niczym dziwnym w kulturze, w której powszechne są zabawy słowne i ukrywanie treści pod drugim lub trzecim dnem (czarni Amerykanie wytworzyli w czasach niewolnictwa własną odmianę języka angielskiego, będącą niejako w opozycji do języka białych, stanowiącą swoisty szyfr, który miał im pozwalać na swobodne porozumiewanie się nawet w obecności białych).
Najwięksi mistrzowie rapu posługują się zgrabną metaforą, porównaniem, dokonują cudów stylistycznych, by opisać coś, nie nazywając rzeczy po imieniu, dowcipnie, z polotem. Hip Hop jest kulturą silnie zmaskulinizowaną, tworzoną przez mężczyzn i z męskiego punktu widzenia. Stąd toporna czasem bezpośredniość rapu, najbardziej niewybredne słownictwo i ordynarne odnoszenie się do kobiet. W latach 90., kiedy zapanowała moda na polityczną poprawność (z wyjątkiem Public Enemy - przyp. Kool Mike), zaczęto atakować raperów za ich coraz bardziej wulgarny język. Jedynym rezultatem stał się oklejanie płyt nalepkami przestrzegającymi przez wulgarnym słownictwem ("Parental advisory: Explicit lyrics") oraz produkowanie singli w "wyciszonymi" z przekleństw utworami przeznaczonymi do lansowania w rozgłośniach radiowych.
Rap w końcu to także religia. Większość przedstawicieli tego gatunku jest wyznawcami Czarnego Islamu. Ten radykalny, w najbardziej ekstremistycznych odmianach separatystyczny, ruch religijny powstał w Stanach Zjednoczonych na początku naszego stulecia (XXw. przyp. - Kool Mike). Dziś nie jest liczną, lecz bardzo prężnie działającą organizacją, która z zadowoleniem akceptuje nowych członków z tradycyjnie radykalnie usposobionego środowiska hiphopowego. Dzięki nim nauki czarnego islamu, wplecione w treść utworów nierzadko stających się przebojami, wędrują w świat, podobnie jak wiedza o stylu życia czarnych mieszkańców Stanów Zjednoczonych.
Kiedy rap zaczął zdobywać coraz większą popularność, wpływać na inne gatunki muzyczne, nie tylko na brzmienie pop, ale także jazz, czyli na przełomie lat 70. i 80., Polska znajdowała się na zupełnie innej planecie. Nasza rzeczywistość, czyli cenzura w radiu, brak dopływu muzyki z zagranicy, brak swobodnego obiegu płyt wykonawców zagranicznych, tamowały dostęp do nowego gatunku muzycznego. Zresztą oprócz jazzu i bluesa, inne gatunki czarnej muzyki do dziś nie cieszą się w Polsce ani oszałamiającą popularnością, ani zrozumieniem. Tak więc tych, którzy fascynowali się w Polsce hip hopem od chwili jego powstania, czy też śledzili jego rozwój "w czasie rzeczywistym", siłą rzeczy jest niewielu. Kompletowanie płyt również było niemożliwe, zwłaszcza przy tak bogatym rynku płytowym, jakim charakteryzuje się ten gatunek. Wiele wydawnictw efemerycznych, singli wydawanych w małych nakładach, tylko do użytku DJ-ów itd. nie pomaga w skompletowaniu pełnej dyskografii wykonawcy. Dodatkowym utrudnieniem jest tu też nikła dostępność na naszym rynku do najważniejszego nośnika dźwięku w rapie, czyli płyt winylowych, będących podstawowym narzędziem pracy DJ-a i punktem wyjścia do tworzenia muzyki w tym gatunku...
Tym felietonem, autorstwa pani Bogny w którego posiadanie trafiłem zupełnie przypadkiem, odwiedzając jeden z łódzkich antykwariatów, chciałem przybliżyć wam świat kultury hiphopowej, rapu i wszystkiego z czego się składa. Chce też przypomnieć, że ukazał się on w książce "The Guinness: Who Is Who Of Rap" (jako wprowadzenie do podrozdziału "Rap") w 1997 roku, wiec to wszystko co przekazałem potraktujcie z perspektywy czasu. Na co warto zwrócić uwagę?
Myślę, że śmiało porównując wizję rapu dzisiejszych czasów w show-biznesie a tą sprzed dwunastu laty jako tylko i wyłącznie gatunku ulicznego...
Możemy dojść do daleko idących wniosków dokąd zmierzał i jak ewoluował. Peace!