czwartek, 16 sierpnia 2012

Pierwsze ślady fonografii na ziemiach Królestwa Polskiego

Fonograf trafił na nasze ziemie w sposób całkowicie przypadkowy. Dzięki śmiałym i pomysłowym handlowcom i przedsiębiorcom pierwsze nagrania na wałkach fonograficznych miały miejsce jeszcze w wieku XIX.

Przez bardzo długi czas Europa pozostawała poza zasięgiem zainteresowań powstającego w USA przemysłu fonograficznego. W tym czasie rynek europejski zależny był wyłącznie od dostaw pochodzących z fabryk amerykańskich, obsługiwany przez Edison-Bell Co w Londynie.

Mimo, że Królestwo Polskie znajdowało się pod zaborami to dzięki zagranicznym czasopismom, stałym korespondentom i zagranicznym kontaktom docierały na jego ziemie informację o fonografie. Koniec XIX wieku był okresem prób nad udoskonaleniem technologii konstrukcji nowych typów mikrofonów oraz wynalezienia fonografu – maszyny, która miała zmienić postrzeganie sztuki. Dr Julian Ochorowicz nie bez kozery zresztą pisał: „Żyjemy w epoce fonicznej”.

W 1871 roku dzięki staraniom Władysława Wiślickiego zostało powołane Warszawskie Towarzystwo Muzyczne, mające na celu sprawowaniem pieczy nad wszelkimi muzycznymi wydarzeniami w kraju. Organizacja ta jest odpowiedzialna także za szereg działań służących upamiętnianiu polskich wykonawców w tym wybudowanie pomnika Chopina w Żelazowej Woli.

Pierwsze płyty gramofonowe oraz maszyny odtwarzające były dostępne w  Pierwszym w Kraju i Głównym Składzie Gramofonów przy Magazynie Optycznym Gustawa Gerlicha w Warszawie.

Najnowsze nowinki techniczne był yobecne podczas występów różnych wędrownych grup objeżdżających miasta Europy. W tamtych czasach takie przedsięwzięcia odgrywały niebanalną rolę w życiu społecznym wielu miast i wiosek. Można nawet rzecz, że były jedną z niewielu okazji do rozrywki dla zubożałych klas społecznych. Grupy te:
 „Zatrzymywały się na placach i w miejscach zabaw ludowych, dając widowiska pod gołym niebem, pod namiotami, czasem pod dachem wynajętego doraźnie lokalu. Z mroku pokrytych kurzem bud wędrownych wynurzały się egzotyczne postacie Dahomejów, autentycznych lub ucharakteryzowanych Indian, ludzi – monstr (…) brodatych kobiet, chłopców o lwiej twarzy, karłów i olbrzymów, magików, linoskoczków, szybkobiegaczy, ludzi połykających ogień. (…) Wędrujące przedsiębiorstwa rozrywkowe pełniły piotrosze w tych czasach funkcję najbardziej dostępnych ośrodków popularyzacji nauki, czy też pseudo-nauki. (…) Krajowi i cudzoziemscy przedsiębiorcy rozrywki chętnie włączali fonografy do bogatych zbiorów.”
Takie właśnie przedstawienia cieszyły się szerokim zainteresowaniem publiczności. Poniższa reklama pochodzi z jednej z prezentacji fonografu, która miała miejsce w Warszawie:

„Od niedzieli 6 lutego 1881 r. W Uniwersum Na Nowym Świecie nr 3Druga zmiana wszystkich widoków panoramy /…/ Tudzież nowo nabyty, ulepszony, olbrzymi FONOGRAF EDISONA Oraz żyjąca dziewczyna bez kadłuba. Wejście 30 kop., dzieci płacą połowę.
Nie zaprzeczalnie do rozprzestrzenienia się sławy fonografu przyczyniły się objazdowe widowiska. Do najpopularniejszych magików, iluzjonistów i prestidigitatorów warszawskich należał niejaki pan Wł. Rybka. Ten podążający za postępem, pomysłowy i bardzo pracowity jegomość bardzo szybko zainteresował się fonografem, który stał się jego główna atrakcją. Wkrótce założył swój własny teatrzyk, działający na ulicy Miodowej 18 w Warszawie.

Dnia 15.02.1900 odbył się ostatni publiczny pokaz fonografu na ziemiach Królestwa Polskiego. Wydarzenie, na które zaproszono przedstawicieli środowiska artystycznego oraz dziennikarzy, odbyło się w redakcji Kuriera Porannego. Soliści Teatru Wielkiego (Adam Didur, Wiktor Gąbczawski, Janina Kordlewiczówna, Teodor Roland) występowali kolejno przed tubą mikrografu utrwalając tym samym te historyczne wydarzenie. Każdy nagrany wówczas utwór był od razu odtwarzany. Wydarzenie zostało skomentowane przez dziennikarzy następująco:

„Dźwięki bez śladu nieuniknionego dotychczas syczenia i szumu. (…) Fonograf najlepiej jednak odtwarzał deklamację, natomiast produkcję wokalne wypadły gorzej. (…) Prawie równocześnie demonstrowano w Warszawie znacznie mnie znany gramofon Berlinera  mimo, że oba rodzaje aparatów znajdowały się już w sprzedaży.”

Anonimowy pamiętnikarz tak oto opisał wrażenia z pierwszego swojego kontaktu z gramofonem:
 „Pierwszy prawdziwy gramofon widziałem z bratem około roku 1900. mieścił się na Krakowskim Przedmieściu, róg Miodowej na pierwszym piętrze. Całe tygodnie reklamowano ten naprawdę epokowy i fantastyczny wynalazek. Za 20 kopiejek można było zobaczyć i usłyszeć cudowny głos jaki oddaje ten aparat. Długo namyślaliśmy się, ciekawość jednak przemogła /…/ Idziemy do kasy, a tu na schodach ogon jak dziś do kina, kilkudziesięcioosobowy. Zanim dopchnęliśmy się do kasy minęło dobre pół godziny. Zmęczeni i spoceni, ale szczęśliwi, wchodzimy wreszcie do dość dużej Sali, w której stały ławki a mniejszą jej część odgradzała drewniana balustrada. Tam na dużym stole ustawiono skrzynkę. Z niej wychodziła tuba, tak wielka jak ta, od której rozpadły się mury starożytnego Jerycha. Gdy sala zapełniła się, i to szczelnie, wyszedł jakiś ubrany na czarno jegomość z uroczą miną zaczął przemowę, że to jest szczęśćcie dla Warszawy móc oglądać i słyszeć tak fenomenalny aparat. /…/ Przemowa trwała dobrych kilka minut, /…gdy wreszcie/ przemawiający powiedział: „Proszę państwa o absolutną ciszę. Uwaga, zaczynamy!” Zakręcił korbą.Przez dłuższy czas wydobywały się z tuby syki i warczenia /../ w końcu słyszeć się dało jak ktoś śpiewa arię z Trubadura ‘O Eleonoro’ przy czym tak strasznie wył, że nawet kilku Carusów nie dałoby mu rady. (…) Szumy, warczenia i syki trwały co najmniej dziesięć minut, sam śpiew ze 3 minuty /…/  ‘Seans skończony, proszę państwa’ – powiedział obsługujący.Wyjście było gdzie indziej. Wszyscy wyszli, my też. A innym wyjściem kazano wychodzić, aby nowe ofiary, stojące pod kasą i drzwiami, nie dowiedziały się (niczego) od wychodzących…”
Szerokie zainteresowanie mówiącymi maszynami następuję od roku 1890 – od pokazów Schnabla podczas wystawy rzemieślniczej Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie. Od tej pory przywiązywano szczególną wagę do wszelkich krajowych i zagranicznych wystaw przemysłowych, rolniczych, ogrodniczych etc., gdyż stanowiły one szansę na przekształcenie gospodarki krajowej z rolniczej na przemysłowo – rolniczą.

Zdecydowanie początki prezentowanych maszyn mówiących opierały się na zysku płynącym z naiwności ludzi chcących doświadczyć tego cudu techniki. Nie wszyscy jednak posiadali w sobie dość sprytu i zdolności marketingowych by móc prowadzić działalność gospodarczą opartą na sprzedaży usług fonograficznych. Sami wychodzili więc z maszynami na ulicę, w poszukiwaniu potencjalnych zainteresowanych. I tutaj do spopularyzowania fonografu przyczynił się warszawski folklor, tak głęboko zakorzeniony w obyczajach katarynkowych. Jeden z pamiętnikarzy tak zapamiętał te malownicze wydarzenia:
„Chodzili po podwórkach z niedużą, ciemnoczerwoną skrzynką. Stawiali ją na ziemi i wołali: ‘Najnowszy, czarodziejski wynalazek. Za jedne pięć kopiejek można posłuchać cudu techniki’. Kiedy znalazło się kilku chętnych, którzy chcieli zaryzykować tak dużą sumę, kazali im stanąć wokół tego aparatu, po czym każdemu wetknęli w ucho gumową rurkę zakończoną jakimś aparacikiem. Gdy już wszyscy zatkali sobie ucho rurką – ‘mistrz ceremonii’ wołał: ‘Uwaga proszę słuchać!’ Coś tam pokręcił w aparacie. Kto miał dobry słuch i jeszcze go wytężył, słyszał coś w rodzaju muzyki, ale bardzo cichutkiej, często przerywanej. Trwało to kilka minut.”
Opisana historia miała miejsce prawdopodobnie pod koniec XIX wieku.

O dziwo pokazy fonografów nie były jedynie domeną wędrownych grup czy inicjatywą prywatnych inwestorów. W roku 1903 miała miejsce rzecz wręcz niebywała. Dzięki staraniom lekarza i kapelana więzienia w Płocku, ich podopieczni mieli niemałą przyjemność uczestniczyć w „szeregu pogadanek, których tematem były np. nowele Orzeszkowej. Po czym przyszła pora na muzyczną ucztę – koncert gramofonowy (w repertuarze muzyka taneczna). Nic więc dziwnego więc, że więźniowie bawili się dobrze.

Od roku 1907 nastąpiła wzmożona reakcja Moskwy nad wszelkimi formami twórczej aktywności. Organizacje społeczne pozbawione zostały praw legalnego istnienia. W jednym z rosyjskich biuletynów bibliograficznych pojawiła się rubryka ‘konfiskata i reszty.’

Policyjnej kontroli nie uniknęły także płyty gramofonowe. Największe podejrzenie wzbudziły nagrania słowne. W roku 1911 minister spraw wewnętrznych Zołotariew zwrócił się do parlamentu z propozycją wprowadzenia cenzury na płyty gramofonowe. W jednym z czasopism pojawiła się nawet, jako protest, satyryczna oda pt. „Na zwycięstwo nad gramofonem”.
„Czy znasz ty wielki straszny bicz?
Czyś słyszał dźwięk dławiący tlen?
 Dusza podobno gdzieś człowieka,
A on niebaczno nuci pieśń!
Nieślubny prawnuk arystonu
I kuzyn kinematografu,

Pod mroczną nazwą gramofonu

Niewola buntu Rosję skuła.

Dźwięczą w nim nawet srebrne trele
Jak zardzewiałej stali zgrzyt
Zagrzmi on czasem Marsyliankę
Czasem zaś ‘hurra’ krzyknie głos …
Patriotyczny duch narodu
Z odrazą słyszy buntu zew.
Trzeba więc poddać go cenzurze.
Tak chce mosje Złotariew.
Artykuł sto dwadzieścia dziewięć
Zuchwałe paszcze zamknie w krąg
Poznasz przeklęty gramofonie
Co znaczy władza mocnych rąk!
Mając w kaganiec strojną gębę
Zwycięstwo prawa wszędy głoś
Skomląc: „Wybaczcie, już nie będę
Nie będę więcej, wasza mość”.
Odpowiedź rosyjskiego ministra była prosta: „Przy pomocy jednej płyty można rozpowszechniać przemówienia treści polityczne wśród szerokich mas ludności”.

Senat jednak nie potraktował o dziwo jego przesłanek poważnie. Jednak Z. czynił dalsze starania w kierunku ocenzurowania nośników, czego wynikiem było przyrównanie nagrań do wydawnictw prasowych. Od tej pory żaden tekst literacki współautora nie mógł się ukazać w nagraniu dźwiękowym bez zezwolenia urzędu cenzorskiego w kraju (Rosja), w którym olbrzymia większość nie umiała pisać zakaz takich publikacji równał się z brakiem dostępu do kulturowych i informacyjnych dóbr.

Na terenie Królestwa Polskiego zasięg cenzury obejmował kontrolę nad słowem drukowanym i wygłaszanym publicznie oraz nad publikacjami sprowadzanymi z zagranicy. Warto także w kilku słowach opisać wątek początków prawa autorskiego. Prawo o własności literackiej i artystycznej uchwalone podczas rewolucji październikowej ustawą z dnia 19 lipca 1893 roku regulowało prawa do własności wszelkich autorów -malarzy, pisarzy etc.

Pierwsze akty prawne dotyczące własności autorskiej w imperium Rosyjskim pochodzą z lat 60-tych XIX wieku. Była to konwencja literacko - artystyczna zawarta między Rosją i Francją (1861) oraz Rosją i Belgią – 1862.

W roku 1867 ukazało się orzeczenie senatu, że prawo do ‘płodów umysłowych stanowi szczególnego rodzaju stosunek prawny. Od tej pory termin prawo autorskie pojawia się coraz częściej. W roku 1869 prawa te zostały rozciągnięte na Królestwo Polskie. Artykuł 420 Kodeksu Cywilnego brzmiał tak, że bez pozwolenia osoby, która jest właścicielem danego dzieła, nie można tego dzieła kopiować, drukować oraz opracowywać go na inne instrumenty. 

Artykuł jest częścią mojej pracy licencjackiej - Polska fonografia do roku 1918, obronionej w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na DSW we Wrocławiu. 

Brak komentarzy: