piątek, 27 lutego 2015

Kool DJ Dee Himself's Interview 2010



Jestem Kool Dee ojciec hip hop'u. Zazwyczaj nie mówię o sobie, ale dlatego dziś tutaj jestem. Wporzo, w 1971 myślę, że wtedy zajarałem się muzyką, zacząłem grać muzę z gramofonów. The Village, ja i moi znajomi chodziliśmy do The Duke, Rasberg Freeze (kluby na Brooklynie, przyp. DziuraweSample), by podziwiać tamtejszych DJ's, grali wtedy oni muzykę z radia. Wtedy nie było hip hop'u, hip hopowych płyt, nic takiego. Wiesz, muzyka, bity...

Masz dobry bit, masz początek nagrania, środek i końcówkę, środek najczęściej jest najlepszy,  stamtąd wychodziły breaki, gdyż Ci wszyscy tancerze czekali właśnie na to. R'n'B najczęściej grali, potem pokazało się Disco. W tym czasie miałem stereo od mamy, miałem gramofon, starałem się podłączyć wszystko ze sobą by zacząć miksować, bo byłem zajarany tymi kolesiami dj's.

Wiec wyprawiłem swoje przyjęcie urodzinowe, nie pamiętam ile wtedy miałem lat i zaprosiłem ludzi z Brooklynu, gdyż w sumie pochodzę z Brooklynu, chodziłem do szkoły na Brooklynie. Od I klasy wzwyż, no może nie od I klasy, ale może od III, IV klasy wzwyż, bo przybyłem z Północnej Karoliny do Harlemu na krótki czas, potem przeniosłem się na Brooklyn, więc wychowałem się na Brooklynie, mój styl to Brooklyn, co sprawiło, że byłem inny gdy przeniosłem się na Bronx.

Poza tym, swoją przygodę DJ'ską zacząłem w grupie Fantasia z Brooklynu. Byłem tam ja czyli Kool Dj Dee, Larry B i DJ Chips. My zaczęliśmy DJ'ska grupę Fantasia. Jednego dnia graliśmy w Jimmy's przy 52th St, czy 54th St., gdzieś tam na Manhattanie, grając przeciwko Plummerowi. Na co nie byliśmy przygotowani. Mieliśmy domowe głośniki, wiesz domowy sprzęt grający, a graliśmy w klubie. Plummer miał profesjonalny sprzęt, 18 calowe głośniki basowe, pełne soprany, po prostu nas zmiótł. To była najgorsza noc jaką miałem jako DJ. Wstyd. Gdy włączyliśmy muzykę i on włączył muzykę, nasz sprzęt nie był oczywiście tak głośny, ale tez nasz wzmacniacz przegrzał się i wystrzelił z gniazdka. Ale dzięki temu widziałem sprzęt Plumera, widziałem co ma, widziałem profesjonalizm i ten sprzęt który ma, to było pierwszy raz jak widziałem mikser z cross faderem. Plummer był z Brooklynu, wiec w tamtym czasie Brooklyn był znacznie przed Bronx jeśli chodzi o elektronikę i sprzet DJ's i o samych DJ's. Mieliśmy Plummer'a, Flowers'a, Maboya, Soul Brothers i ci wszyscy goście byli na Brooklynie.

Więc grałem to tu to tam, na imprezach gejowskich, i w końcu miałem swój sprzęt z pomocą mamy i zacząłem działać na własną rękę, podążając za Pete Dj Jones, to jeden z moich mentorów, i zacząłem działać samemu.



Więc miałem mikser GLI, Plummer miał mikser GLI, miał pełne głośniki bassowe. Ja dorwałem pełne głośniki bassowe, wiesz 18 calowe Cerwin Vega's, kolumny GLI. Z tym sprzętem grałem w klubach. To wtedy po raz pierwszy spotkałem Kool Herc'a. Powód dlaczego o tym teraz mowie, jest taki, że wierzę, że on miał muzykę, ale to ja miałem styl, styl miksowania. Wiec gdy zaczynałem grać, puszczać bity, miksować tak jak ja to robię, to zapoczątkowało boom, ponieważ inni ludzie, inni DJ's, ludzie w których zaiskrzyła myśl o tym by być dj'em usłyszeli mnie. Zaczęli interpretować na swój sposób to co ja robiłem i sposób w jaki to robiłem. Gdy grałem w parkach i na skwerach ludzie podchodzili i patrzyli się na mnie co robię, bałem się tego. Jak stawali w około i dziwili się jak to robię, byli zajarani, zdziwieni, oszołomieni.

Ale to przypomina mi sytuacje, gdy ja bywałem w The Duke czy Rasberg Freeze, by oglądać DJ's i czułem się tak samo zajarany. Czasami bałem się, bo wbiegali za deki by patrzeć, cholera wie... Swego czasu trzymałem 48 z tyłu w skrzynce po mleku na płyty, za ostatnią płytą, przy sprzęcie. Tak na zaś, by szybko odgarnąć płyty i złapać za klamkę. Czasami miałem wrażenie, że gram i mnie wyniosą na zewnątrz. Więc miałem okazję by użyć klamki, ale nikt po za mną i kilkoma kotami o tym nie wiedział. Ale to inna historia.

Wróćmy do muzyki... Więc gdy pierwszy raz usłyszałem Herc'a było to w Exact New Played House, nie wiem w jakim to było czasie, który rok... Siedemdziesiąty jakiś, nie pamiętam. Ale pamiętam, że poszedłem zobaczyć to co on robił. Widziałem co on robi, był to piątek, byłem tam by zobaczyć się z Troy'em (właściciel klubu) bo miałem tam grać w sobotę. Więc sprawdziłem sobie co i jak grał Herc. Jego system, głośniki, dźwięk ulegał zniekształceniu, ponieważ używał sprzętu do żywych instrumentów, używał wzmacniaczy gitarowych, głośników gitarowych, więc wiesz, jego sprzęt był zaprojektowany na potrzeby instrumentów, a nie do grania muzyki. Poza tym on nie miksował, po prostu puszczał muzykę. Wiesz puszczał kawałek z jednego gramofonu, potem zmieniał gramofon wrzucał drugi kawałek, na pierwszym zmieniał stronę i tak dalej. Nie było w tym nic z miksów ani cutów, więc tylko wrzuć płytę na talerz i puszczaj muzykę. Nie było stylu w tym co robił, ani DJ'ingu, wiesz praktycznego DJ'ingu. Nie chce mówić, że nie jest wielkim dj'em, miał swoją świtę, ponieważ to co on robił było czymś nowym, innym, więc nie oto mi chodzi, że chce mu teraz odebrać cokolwiek. Ale gdy w sobotę pojawiłem się w klubie by grać, Kool Herc zjawił się również, tak samo jak ja wpadłem na jego imprezę. Nigdy ze sobą nie gadaliśmy wtedy, ale wiedziałem, że był by mnie sprawdzić i on wiedział, że ja sprawdzałem jego, za co go szanuje.

Więc wpadł do klubu i widział co robię. Klub i imprezy były grane na zasadzie Kool Herc & The Beat's, gdy ja grałem tam imprezę, puszczałem przeróżną muzykę, R'n'B, grałem muzę która była na topie w tamtym czasie, grałem to co leciało w radio, gdyż byłem współczesnym DJ'em. Więc cokolwiek było grane w radio, miałem to na płycie, Disco... Ale ludzie często mówili, że ''a on gra disco, wiec nie jest hip hopowym dj'em". Nie! Byłem hip hopowym DJ'em ponieważ grałem hip hop i wyniosłem to na szerszą wodę. Ponieważ byłem ugruntowanym DJ'em grając na Brooklynie, Queens, Manhattanie, Jersey, Bronksie. Zabrałem hip hop wszędzie, ponieważ hip hop był w muzyce którą gram, w głębi selekcji muzycznej, nie grałem tylko hip hop całą noc. Inne rzeczy które musiałem grać miały wiele wspólnego z publiką dla której grałem, to nie była tylko publika w Bronksie.



Więc jako DJ musiałem zadowolić wszystkich, ale dla mnie miksowanie muzyki w sposób w jaki ja to robiłem, sprawił, że zamknąłem, zawarłem hip hop w tych bitach, w tej muzyce, dzięki czemu stał się atrakcyjny dla wszystkich. Wtedy inni DJ's zjawili się i wkładali w to własną kreatywność. Dużo rozmawiałem z DJ'ami, w około mnie było wielu MC's, gdy grałem w parkach i klubach. W Melgwins przy 46th St. i Park Avenue, 30th St w Super Star, co tydzień w WBLS, WWRL, KTU i wiele innych stacjiach radiowych. Wtedy byłem jednym z wiodących DJ's we wszystkich pięciu sąsiedztwach. Czasami grywałem na południu Delaware, Waszyngton, Maryland, ponieważ ludzie wynajmowali mnie by grać, więc zbierałem się i jechałem tam, zabierałem muzykę wszędzie gdzie jechałem. Wiesz ludzie mają moje kasety na Florydzie, z block parties i takich tam.

Ale wracając do rzeczy. Myślę, że beze mnie i stylu mojej muzyki Hip Hop nie zaszedł by tak daleko jak zaszedł. Ja wypromowałem to. Wiesz Kool Herc, grał w parkach i gdzieś tam, ale w Zachodnim Bronksie, Kiedyś zapytał mnie: "Kool czemu grasz muze w parkach?" - "Bo lubie grać..." - "Nie możesz robić muzy w taki sposób." - "Ja kocham muzę, będę grać cokolwiek lubię gdziekolwiek mogę, i nie muszę mieć za to płacone za każdym razem." Herc był biznesmanem. Więc gdy grałem muzę w parkach, to pomogło ludziom usłyszeć muzę jaką puszczałem i miksowałem w profesjonalny sposób. Dlatego to się tak sprzedało. Miałem MC's wtedy ze sobą, miksowałem dla nich, robiłem cuty, w tył w przód, zapętlałem dla nich bity, by trochę ponawijali. Miałem gościa tj. Love Bug Starski i Busy Bee Starski, obaj rapowali na moim systemie, miałem JJ'a Prince of Soul i jeszcze kilku, nie pamiętam, Disco King Mario był ode mnie.

W historii z Bronksu jest trochę ściemy. Wierzcie czy nie, ale na Bronx River gdy grałem po raz pierwszy, gość znany jako Afrika Bambaataa ogarnął mi zasilanie ze swojej chaty, więc tak zainteresował się DJ'ką, z resztą sam mówi, że jestem jego mentorem. Wiemy, że stoję za Bambaatą, więc jeśli ogarną ten temat Hip Hop Museum, lepiej żebym był tam, nie chce się kłócić ani dyskutować, po prostu chce powiedzieć, że jestem Dj Dee, i byłem tam jeszcze przed Hip Hopem więc jeśli chcecie znać prawdziwa historie, to lepiej znać ja od początku do końca.

Tłumaczenie: Kool Mike

Jeśli interesuje Cię ten temat, zaprasz do przeczytania wywiadu mojego autorstwa z Kool DJ Dee.

niedziela, 22 lutego 2015

Ellington Jordan ‎– Almost Home (2005)

Ellington Jordan znany także jako Fugi to muzyk z blisko 50-stoletnim doświadczeniem scenicznym. W roku 1968 wraz z muzykami Black Merda (zapoznaj się z ich biografią @) nagrał materiał na długo grający album Mary Don't Take Me on No Bad Trip. LP sygnowane lablem Funky Delicacies, ukazało się jednak dopiero w roku 1996.

Jego opowieść - można rzecz - to historia zmarnowanego talentu. Pierwsza muzyczna działalność to otoczenie wytwórni Chess Records w Detroit (warto wspomnieć, że jej właściciele byli Polakami). To dzięki jego znajomościom zaprzyjaźniona Black Merda wydała swój debiut w tejże stajni. Był bliskim przyjacielem Jimiego Hendrixa i Creedence. Jego nazwisko nierozerwalnie wiąże się z klasycznym utworem  I'd Rather Be A Blind Man, którego jest współautorem.

Utwór napisany wspólnie z Billy'm Fosterem, przeszedł do historii muzyki jako klasyk gatunku blues i soul. Był pierwszym utworem w repertuarze Etty James a w ciągu kolejnych lat został nagrany w różnych wersjach przez rzeszę muzyków.

Nie wiadomo czym właściwie zajmował na przestrzeni kilku ostatnich dekad. Podobno wiele lat spędził w więzieniu, zaś od połowy pierwszej dekady nowego tysiąclecia, gdy zainteresowanie jego osobą oraz zespołem Black Merda wzrosło, udziela publicznych wystąpień.

Tytuł albumu Almost Home nawiązuje do zawartego w nim utworu. To opowieść z życia muzyka, który spotkał bezdomnego weterana Wojny w Wietnamie, który mimo zaszczytnych wojskowych odznaczeń, został wykluczony poza nawias społeczeństwa. Wrócił do ojczystego kraju, lecz nie czuł się w nim już swojsko, znaczenie słowa "dom" zmieniły traumatyczne przeżycia i tym czym, charakteryzuje się wojsko.


niedziela, 15 lutego 2015

Miles Davis - Doo-Bop (1992)


Nie trzeba być znawcą muzyki a nawet pasjonatem, by wiedzieć, kim był Miles Davis. Nawet laicy bezproblemowo skojarzą jego nazwisko z klasyką muzyki ...

Od lat 40 XX wieku zaznaczał swą obecność na kartach historii muzyki (a wręcz nie tylko, jego muzyka towarzyszyła wystąpieniom Martina Luthera Kinga i Malcolma X - ludzi, którzy wnieśli ogromny wkład w budowanie - odnowienie czarnej świadomości). Płyta "Doo-Bop" jest idealnym przykładem samplingu...

Znajdziemy na niej odwołania do starej szkoły rapu, jak i do klasycznych dokonań jazzowych. Wszystko to zostaje okraszone rytmicznymi bębnami i wokalem Easy Mo Bee. To właśnie ten młody producent i raper dostąpił zaszczytu współtworzenia albumu (Miles zmarł podczas nagrywania albumu, pozostawiając jedynie 6 gotowych z 9 kompozycji). Jego rola w tym projekcie to produkcja oraz gościnne zwrotki. Jak sam Davis pisze w swojej autobiografii "Ja Miles" poprosił on swojego przyjaciela Russella Simmonsa (właściciela wytwórni Def Jam Records, w której zadebiutowały m.in. takie legendy: Run DMC, LL COLL J czy Beastie Boys) by wytypował osobę będącą w stanie nakierować album na stylistykę rapową. Miles usłyszał pseudonim Easy Mo Bee, należący do osoby, która w późniejszym czasie miała odnieść sukcesy będąc producentem m.in. 2Pac'a. Jak sam Davis powiedział, pomysł na stworzenie tej płyty przyszedł spontanicznie, podczas nasłuchiwania dźwięków ulicy.

Płyta jest przepełniona rytmami rapowymi - wyrosłymi przecież z brudnych i nędznych przecznic NYC. Miles Davis zafrapował się brzmieniem nowo powstałego gatunku widząc w nim nowe oblicze i spuściznę czarnej muzyki. 



Płyta rozpoczyna się utworem "Mystery". Kołyszący, subtelny bas tworzy nastrój dla trąbki, która dosłownie zabiera nas w samo serce cyklonu jazzu. Utwór stopniowo rozkręca się, by ustąpić miejsca "Doo-Bop Song". Myślę, że Easy Mo Bee umyślnie umieścił tytuł tego utworu jako tytuł całego albumu. Jest to bardzo harmonijna kompozycja, słuchając jej miałoby się chęć porwać nieznajomą dziewczynę w wir zmysłowego tańca. Skoro wcześniej mowa była o samplingu, możliwe, że jednym z fenomenów tego utworu tworzy wykorzystany fragment kapeli Kool &The Gang. Warto dodać, że jest to kawałek singlowy i do niego właśnie powstał wspaniały teledysk. Słyszymy w nim po raz pierwszy rapowe wersy - perfekcyjnie kładzione słowa układają się w rapowy hołd dla zmarłego artysty. Swoje rymy zaprezentowało 3 Mc's: J.K, A.B. Money oraz Easy Mo Bee. Każdy z nich po kolei opowiada rymami jak ważną postacią jest dla nich osoba Milesa Davisa. "You can do that Miles, blow your trumpet, show the people" tym wersem kończy się utwór, po czym raperzy skandują nazwisko trębacza ...

Po zmuszającym do refleksji "Doo-Bop Song" otrzymujemy kolejną dawkę acid jazzu - "Chocolate Chip" to mocna perkusja i subtelne pianino w tle. Oczywiście "pierwsze skrzypce" gra tu trąbka. Aranżacja, typowa dla rapowej stylistyki nie pozwoli nam pomyśleć, że mamy do czynienia z amatorami. Easy Mo Bee zaskakuje, gdyż płyta ta przewyższa kunsztem nagrania gigantów tamtego okresu: De La Soul, A Tribe Called Quest czy Gang Starr, co pozwala na śmiałe stwierdzenie, że płyta "Doo-Bop" przetarła szlak artystom lubującym w jazzie. Po przesłuchaniu tych utworów czas na coś naprawdę szybkiego - "High Speed Chase", słuchając tego utworu wyobrażam sobie zatłoczona metropolię oraz szybki samochód próbujący jak najszybciej dojechać do celu. Wśród korków, niekulturalnych kierowców oraz wszechobecnych pieszych musimy zachować wodze na szali, by nie zwariować w tym szalonym pędzie. Utwór jest jakby odzwierciedleniem reakcji i czynności, które należy wykonać podczas jazdy. Niepokojące klawisze, dźwięki ulicy i klaksonów samochodowych idealnie dopełniają klimat. "Witaj, nie masz żadnych nowych wiadomości" - tą informacją z automatycznej sekretarki rozpoczyna się "Blow", gdzie po raz drugi słyszymy wokal Easy Mo Bee. "Blow", czyli w wolnym tłumaczeniu ''dmuchać' nie zwalnia z tempa jakby mogło się wydawać po szybkim "High Speed Chase". Wiele płyt wprowadza w klimat, rozpala nasze emocje, by stopniowo wypalić się jak zapałka. Nie ten album! Kompozycje są utrzymane na równym poziomie, co gwarantuje, że chęć jej przesłuchania nie wygaśnie a wspomnienie i jej melodyka będą płonąć jak Słońce. Co do wokalu... Jest on jedynie dodatkiem, szczegółem - wszak to jedynie 17 wersów. Ostra - tak nazwałbym dźwięk trąbki w kawałku - "Sonya". Charakterystyczna perkusja, wręcz podobna do tej z utworu "Chocolate Chip". Kompozycje wzbogaca gitara elektryczna i pulsujący bas.

Za siódmy utwór "Fantasy" Miles otrzymał szóstą nagrodę Grammy. Fantazyjny klimat został uzyskany dzięki technice samplingu. Jest to też trzeci i ostatni utwór z udziałem Easy Mo Bee na mikrofonie. Z pewnością fantazją niejednego rapera byłby gościnny udział Milesa na jego płycie. Szkoda, że nie dożył on czasów, gdy rap w stanach przeżywał swój rozkwit, z pewnością byłby zadowolony widząc, jaki młode pokolenie ma stosunek do muzyki jego serca. "Duke Boty" to przedostatni numer, ostatnia zaś porcja niezwykłych melodii wprost z ust samego mistrza. Połamana perkusja i efekty, których nie można by uzyskać poza studiem. Mimo, że praktycznie jest to końcowy utwór to nie mam wrażenia, że płyta się kończy. Ostatni utwór "Mystery (Reprise)", co oznacza (powtórka), posiada konwencję koncertową. Wiwaty i okrzyki podnoszą rangę utworu czyniąc z niego jakby bonus. Reszta nie różni się niczym od pierwowzoru, poza czasem trwania - 1:28.

Tak jak niektórych dziwią kolaboracje reggae-rap, tak niektórych mogą być zdziwieni powstaniem tej rap-jazzowej płyty. Ja widzę to tak: Jazz przez dziesięciolecia był wyrazem buntu i niezłomnej walki z systemem. Rap zaś jako część kultury Hip-Hop (DJ's, malowanie, taniec, Mc's) przez lata aktywności czarnej społeczności (czy to na łonie muzyki: Coltrane, George Clinton czy polityki: Czarne Pantery, Nation of Islam) ukształtował swój własny światopogląd i niezależność stając się głosem, najpierw zbuntowanej Ameryki, potem zaś całego świata. Dowodem, że dwa odmienne "organizmy muzyczne" oddychają jednym płucem, jest ta płyta. Połącz lekkość trąbki Milesa z tonowaną perkusją a otrzymasz kompilację świeżości z klasycznym brzmieniem wprost z początków "złotej ery" rapu. Ostatnia płyta w dorobku prekursora jazzu - "Doo-Bop" - została wydana po śmierci mistrza. Jest to produkcja, której słucha się jednym tchem. Kooperacja młodego Easy Mo Bee ze starym wyjadaczem Milesem Davisem sprawia, że płyta nie jest w stanie przejść bez echa przez uszy wielbiciela jazzu jak i rapu.

poniedziałek, 9 lutego 2015

"12 Ike Dirty ‎– Last Visions / Dirty's Way (1995)




Isaac Lee Hayes III aka Ike Dirty is the son of the legendary soul musician and actor Isaac Hayes. Ike Dirty is known for produced tracks for Redman, Keith Murray, Too Short, Blaque, Ruff Ryders, Black Coffey, Korupt, Chris Robinson ("ATL" score), Jamie Foxx’s and many more ...

"The apple does not fall far from the tree"

piątek, 6 lutego 2015

Bracia z Bronksu - Adrian Luc (2009)


























"Hałas nie czyni dobra, a dobro nie czyni hałasu"

poniedziałek, 2 lutego 2015

Youth Terror: The View from Behind the Gun Dir. Helen Whitney (1978)


"Street gangs and the violence associated with them have always been predominatly an urban phenomenon. The combination of extreme poverty, overcrowding and alienation that exists in the urban ghettos and slums makes these areas breeding grounds for criminal activity. Not all children of the urban poor resort to violence and crime, but for a persistent and growing hard-core, violence and crime are a way of life. For some, crime is considered the only means of survival."

Dj Chips Say Somethin' #3 Bronx


 I didn't hear about any Zulu when we were in Brooklyn. South Bronx was a burned out wasteland. It looked liked Hiroshima after the A bomb hit it. This is the reason nobody from the other 4 boroughs went to party in the Bronx. The landlords burned down their buildings up there to collect insurance money. The neighborhood suffered badly. Many gangs took over sections of South Bronx. What I saw when we did the block party was a ghetto community. There were only a few decent houses on the block. I don't remember if Zulu Nation was established when I went up there. I think I was in Black Spades territory in 75. What are you thinking about UZN? I don't remember the Zulu Nation taking a foothold here in Brooklyn. It was a Bronx thang, because they had the gang problem. We only had two major gangs here in the Brooklyn and they weren't that huge. They didn't last long. The gang mentality didn't grow here in Brooklyn, because economically we were better off than the Bronx; we didn't all those burned out buildings and devastated neighborhoods. Kids in Brooklyn were better off than the Bronx. The only group close to the Zulu Nation was the rap group X-Clan here from Brooklyn. Although their principles seem honorable, I do not hear much about the Zulu Nation anymore. I think the gangsta rap and bling-bling rap pushed all that peace love and unity ideas to the side. Rap became more about money and how many women you have. When I think about Afro-centric rap: Public Enemy will always be number one in my opinion.
 Be shure to check out:

DJ Chips's website@

Dj Chips off the Wall (2013)

Dj Chips Say Somethin' #1 GM Flowers

Dj Chips Say Somethin' #2 Nowadays Clubs