Na wstępie mówie wielkie PRZEPRASZAM !!! tym, z którymi współtworzę tą kopalnię oldschoolowej wiedzy oraz tym, którzy spragnieni są sutej dawki funku. Sprawy zawodowo-osobisto-naukowe przeszkadzały mi przez dłuuuuugi czas, by zasiąść do kartki i długopisu (w tym przypadku klawiatury i monitora) i napisać paru słów. Jednak już wszystko okej, cool i fresh wiec 1... 2... 3... zaczynamy. Na początek chciałbym odrobić zaległości, a mianowicie chciałbym wspomnieć o niecodziennym wydarzeniu, jakie miało miejsce w drugi dzień świąt wielkanocnych. To hip hopowa ustawka freestylowa w mieście, z którego pochodzę, we Włocławku. W godzinach popołudniowo-wieczornych grupa -nastu, a nawet -dziestu sympatyków naszej kultury zebrało się by porymować, pobitboxować, porozmawiać, dobrze się bawić. Cały czas było czuć pozytywna atmosfere, gdzie nie było żadnej rywalizacji, a jedynie pokazanie swoich umiejętności. Po każdym dobrym wersie lub panczu tłum wybuchał - śmiechem, radością, pozytywnymi emocjami w kierunku autora. Ja jako obserwator, mimo że nie udzielałem się tam wokalnie, to jednak wyniosłem stamtąd pozytywne wrażenia. Ideą organizatora (Rappaz, Włocławek) tej ustawki było przypomnienie o korzeniach naszej kultury, pokazania, że freestyle to nie tylko jechanie po matkach ojcach babciach i wszystkim dookoła, że można robić coś z tym starym dobrym vibe'm, dając ukłon pionierom, którzy w nowojorskim getcie także się spotykali i wymieniali poglądy, rymowali, a nawet tańczyli i malowali (i tutaj przychodzi mi na myśl scena ze Style Wars, gdzie spora grupa graficiarzy z Nowego Jorku zbierała się na stacji metra na tzw. writers bench)... Przejdźmy jednak do meritum artykułu.
Pierwotnie chciałem napisać o Groove To Get Down i o tym będzie dalsza cześć. Perkusja, perkusja i perkusja... ten całkiem sympatyczny drum break, 10-cio sekundowy break wprowadza nas w utwór. Następnie charakterystyczny gitarowy riff, który nadaje dynamizm, po chwili zostaje okraszony porcją wokali, a w tle słychać miło brzmiący bass... Tyle słowem wstępu. A potem już tylko zabawa, zabawa, pozytywny klimat, funk w najczystszej formie, vibe i przedewszystkim groove to get down... Za taką ogromną, pozytywną dawkę energii i emocji odpowiedzialna jest grupa T-Connection. To wyspiarze z Bahama. W latach 70-tych przenieśli się do Miami i właśnie tam podpisali kontrakt płytowy z wytwórnią TK Records, dla której nagrywali (nagrali) sporo klasyków spod szyldu Disco i Funk). Niestety we wczesnych latach 80-tych rozpadli się mając podpisany kontrakt z Capitol Records, dla której nagrali 4 albumy (Everything Is Cool - 1981, Pure & Natural - 1982, The Game of Life - 1983, Take It to The Limit - 1984). Tradycyjnie, poniżej jeden z ich bardziej znanych szlagierów: T-Connection - Groove To Get Down. Zapraszam.
Don Letts – Hockley Social Club
2 miesiące temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz