piątek, 23 sierpnia 2013

New York Style - The Hunger (1983) reż. Tony Scott

Tony Scott, realizując "The Hunger", był tak naprawdę na starcie swojej reżyserskiej kariery, która na początku lat 80., nabrała tempa dzięki czemu, Tony mógł rozpocząć swoją przygodę z filmem pełnometrażowym. Młodszy brat Ridley'a, znany do tej pory z reżyserowania spotów reklamowych, miał do zaoferowania dużo więcej niż się na początku mogło wydawać... Do dziś dziękuję za to, że otrzymał swoją szanse i w mojej opinii w pełni na nią zasłużył tym właśnie filmem.


Podstawą historii opowiedzianej w filmie, jest powieść Whitley'a Strieber'a o tym samym tytule. (Popularny autor, fikcji opartych na opowiadaniach o wilkołakach, wampirach i innych bliskich tej formie horrorach).  Strieber jest autorem powieści "The Wolfen"(1978), która w 1981 roku doczekała się pełnometrażowej ekranizacji.



Historia "The Wolfen" jest o tyle ciekawa, ponieważ akcja rozgrywa się na obszarach Południowego Bronksu, przez co stanowi nie lada gradkę, dla wszystkich zainteresowanych realiami życia w nowojorskich slumsach i gettach, w połączeniu z początkami Kultury Hip Hop w mieście Nowy Jork, z którą można dość dokładnie się zapoznać, właśnie dzięki niemu, mimo tematyki horrorystycznej tego filmu. Wkrótce więcej dot. "The Wolfen" (1981) reż. Michael Wadleigh.


Kolejną ekranizacją powieści Strieber'a jest właśnie "The Hunger - Zagadka nieśmiertelności" (tytuł w polskim tłumaczeniu). Ten spójny i osobliwy obraz przede wszystkim, za swój klimat, na który składają się charakteryzacja bohaterów i stylizacja otoczenia, postpunkowa muzyka oraz sposób uchwycenia zdjęć przez Stephen'a Goldblatt'a, oferuję coś nietuzinkowego, momentami do złudzenia przypominając formę znaną z Łowcy Androidów uchwyconą przez Jordana Cronenweth'a.
Czy Tony Scott pozazdrościł swojemu starszemu bratu Blade Runner'a? Całkiem możliwe... Zarówno w jednym jak i w drugim filmie, można znaleźć wiele podobieństw, w stylizacji, formie przekazu tj. sposób doświetlania scen m.in. w rezydencji państwa Blaylock czy po prostu w ponurym mieście, uchwyconym nocą... Wprawdzie Nowy Jork lat 80. i wyimaginowane Los Angeles roku 2019, mają ze sobą wiele wspólnego, chociaż tematyka obu, może na pierwszy rzut oka, wydawać się dość odległa od siebie.

Głownym wątkiem filmu jest para nieśmiertelnych (świetne kreację grają Denevue oraz Bowie), która stara zmierzyć się z długowiecznością, oraz jak to w przypadku wampirów, uwodzić swoje ofiary... Tematyka okazuje się bardziej złożona, z każdą chwilą oglądania filmu, a wątek ukazywania relacji pomiędzy wampirem i jego ofiarą, plus budowanie wokół wyjątkowego napięcia, dodaje całości niezwykłej pikanterii, mając również na względzie wątek homoseksualny, brawurowo rozegrany między Denevue i Sarandon.

Na koniec warto wspomnieć o wyjątkowej scenie, która na samym starcie ma za zadanie wprowadzić widza w świat przedstawiony przez reżysera. Otwierająca sekwencja, gdzie w ponurym nowojorskim punkowym klubie, na pierwszym planie, występuje frontman grupy "Bauhaus" Peter Murphy, który prezentuje znakomity singiel "Bela Lugosi's Dead", wydany w 1979. Ponad to oprócz klasyka Bauhaus, w filmie możemy usłyszeć również Bowie'go wraz z Iggy'm Pop'em, oraz największych mistrzów klasyki tj. Maurice Ravel czy Franz Schubert.

Do ciekawostek dodam, że Dawid Bowie przyznał, że aby mieć odpowiednio zachrypnięty głos, kiedy grana przez niego postać gwałtownie się starzeje, co wieczór stał na moście George'a Waszyngtona i wykrzykiwał wszystkie punkowe piosenki jakie znał.

W ujęciu gdy postać grana przez Susan Sarandon, dzwoni z budki telefonicznej, możemy zobaczyć Willem'a Dafoe, który ucharakteryzowany na członka ulicznego gangu, zagrał jedną ze swoich pierwszych ról w karierze.

Brak komentarzy: